Wczoraj odkryłam, że w poniedziałek dzień świąteczny będzie.
Oczywiście pierwsze co pomyślałam po tymże odkryciu to - wet zamknięty.
Jakoś moje koty lubią wybierać sobie na choroby dni ustawowo wolne od pracy, to mam lęki.
Pozostaje mi jednak nadzieja, że na kalendarzu się nie znają, albo może nie zaglądały weń ostatnio.
Chyba na skutek wcześniejszych doświadczeń z owymi dniami wolnymi oraz permanentnego siusiania Silence na wycieraczkę, a także lektury tematycznie związanej z tym ostatnim, miałam w nocy sen, który przyprawił mnie o palpitacje

i stan nagłego wybudzenia.
Śniło mi się, że Noise towarzyszył mi w toalecie i zsiusiał się do brodzika.
We śnie doświadczyłam niedowierzania -
Noise!! Przecież on nigdy...!, strachu -
Matuchno! On jest chory!, bezsilności -
Gdzie ja mam z nim jechać? Wszystko (znaczy lecznice) zamknięte! Obudziłam się ciut po 4-tej, głodna i spragniona.
Podreptałam do kuchni wziąć sobie śliweczkę (pyszne kupiłam!). Bohater mego koszmaru mi towarzyszył.
Jak otworzyłam szafkę (tak! tę od majtek!

) Noisik zaczął dobierać się do mojego chlebka Wasa.
Zabrałam chlebek, bo jeszcze nie skończyłam wybierać śliweczki dla siebie. Noiso stwierdził, że maca też może być dobra.
Wystawiłam miskę z chrupkami. Stałam i patrzyłam jak Noisik z apetytem wcina chrupy.
Jego odgłosy obudziły pozostałe kotki, które falami napływały do kuchni, prezentując różny stopień przytomności i doskwierającego głodu.
No i było 5 posiłków.
Dziś śniadanie dostały godzinę później. Też były głodne.
