
Z kotami z "tej serii" znamy się dobrze:dwa lata temu poproszono nas o pomoc w sterylizacjach i adopcjach 18 kotów, które namnożyły się starszej pani. Matką rodu była ruda(!) kotka, więc były rudzielce i ślicznie naciapane szylkretki. 13 poszło do adopcji, reszta, wysterylizowana, miała mieć zapewnione dożywocie u swojej opiekunki. Przez rok było dobrze, niestety- tej zimy staruszkę oddano do domu opieki,a koty wchodzące do domu przeszkadzały w remoncie. Musieliśmy je przejąć...trzy(te najbardziej domowe i najmniej dzikie) z nich udało się wyadoptować, dwa zostały pod opieką sąsiada. Miały jedzenie, oraz wolny wstęp do domu. No i co?
No właśnie. Dziś zadzwonił nowy opiekun kotów...na dzień dobry powitał mnie tekstem: "proszę przyjechać i zabrać tego rudego kota na uspanie, bo mu gardło wylazło"...Nooo, faktycznie, trochę prawdy jest w tym zdaniu...Kotka(bo to jest kotka, prawdopodobnie założycielka rodu, ma około 7 lat) ma dziurę w szyi. Ta dziura jest głęboka, wygląda jak przetoka jakaś... nie ma śladów pogryzienia,jakichś innych ubytków w kocie też nie. Nie bardzo wiadomo, skąd ta dziura się wzięła.I tu zaczyna się mój dół... mamy pod opieką mnóstwo kotów, oraz kilkadziesiąt małych kociąt, które trzeba było wyleczyć i zaszczepić. To bardzo duże koszty, a dziurawą kićkę trzeba zdiagnozować i leczyć. I nie będzie to raczej leczenie pt antybiotyk za 8 zł...Wiem, że jest tu pełno potrzebujących kotów, ale może ktoś będzie chciał pomóc także naszej dziurawej koteczce?..

g/]
