Święte prawo własności kota Kinga - Prawdziwego Dachowca

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon lip 25, 2011 0:31 Re: King z klanu prawdziwych dachowców ostoją kotek i kociąt

Dzisiaj dachowce naprawdę mnie zaskoczyły.
To, że kocięta i kocice szaleją za Kingiem to wiedziałam od dawna.
Pisałam kiedyś, że Murzyniątko jadło moje jedzenie tylko w obecności Kinga.
A dzisiaj King(już po obowiązkowym paszteciku) łaskawie zaczął jeść chrupki RC Sensible (choć nie lubi chrupek ). I wtedy zza kraty wyszła Queen (chociaż to samo miała na swojej tacce)podeszła do nas i zaczęła jeść te chrupki razem z Kingiem w odległości ok.20 cm ode mnie. Niestety po chwili przechodził wielki pies z właścicielami i oboje umknęli za ogrodzenie. szkoda, bo sytuacja rozwijała się ciekawie: Kizia-Mizia Bis i jej jedno małe czarne(drugie mam juz u siebie) też wyszły zza kraty i zastanawiały się czy nie podejść do nas. Siedziałam na krawężniku tuż przy jedzącym Kingu i pewnie też wyglądałam na kota.

Dotąd upierałam się, że dzika kotka tak blisko nie podejdzie, o ile nie jest chroniona kratą, a jednak tak się stało. Queen uwierzyła, że King ją dostatecznie przede mną chroni! Nawet nie uciekała jak jej tuż przed nosem dosypywałam chrupek.

Kingowi już pyszczek się zagoił, ale znowu widziałam nowe ugryzienie na szyi. Może dlatego, że znowu regularnie go dokarmiam futerko mu ładnie, ale bardzo śmiesznie odrasta. Na głowie i przedniej części tułowia jest bardziej czarne, a na reszcie jego ciałka brunatne.
Ten niepozorny czarny kocur (kiedyś domowy, ale jak zwykle to bywa, jak zaczął smrodzić to wyszedł na ulice i tam został, może też za bardzo skakał po meblach i ścianach(bo i jego dzieci mają to we krwi-są słodkie, ale nieznośne)) może być wzorem dla każdego pana. Pracowity, obowiązkowy(komentarze na jego widok: a ten czarny to ciągle chodzi...) troskliwy wobec pań, dzieci i młodzieży. Przez parę dni nie widziałam Trikolorki z drugiej strony ulicy, ale wczoraj ją w końcu zauważyłam -biegła za Kingiem.
Obrazek
Ostatnio edytowano Pon lip 25, 2011 8:57 przez ossett, łącznie edytowano 1 raz

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon lip 25, 2011 6:44 Re: King z klanu prawdziwych dachowców ostoją kotek i kociąt

Nasza miłość KING:

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro lip 27, 2011 15:11 Re: King z klanu prawdziwych dachowców ostoją kotek i kociąt

King wczoraj (jak co dzień)

Na dachu (z Queen na drugim zdjęciu) po poobiedniej drzemce:
Obrazek Obrazek

Na podwieczorkowym obchodzie
Obrazek
Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Śro lip 27, 2011 22:44 Re: King z klanu prawdziwych dachowców ostoją kotek i kociąt

Ten kociak jest przede mną chroniony wysokim murem i kratą (uzbrojonymi w drut kolczasty).Mur nie jest solidny i może zawalić się przy próbie jego pokonania. Rękę mam za krótką ,żeby go capnąć sięgając pod kratę ( zresztą drzemie bardzo czujnie). Pół dnia kociak spędza albo w niedostępnej piwnicy, albo na chodniku przy samochodzie tak, że łatwo mu po ten samochód umknąć. Nie da rady go na razie capnąć, chociaż już wiele osób ma na to chęć (w dobrych intencjach chyba...). Mnie też mobilizują: kociak nie boi się psów ani ludzi, panie z administracji chcą go dobić (nie wierzę w to jednak, pani, która to mówiła fantazjuje z powodu nadużywania...)

Obrazek

Wygląda na to, że jest już albo trochę chory albo osłabiony - nie je posuwanego jedzenia (ale być może tylko ssie matkę, a matka już karmi go niewystarczająco... Jest taki osowiały, ale jak kocica wczoraj nawoływała do karmienia to pobiegł do niej i późnym wieczorem też biegał z innymi kotami dużymi i małymi).
Jest to chyba, tak jak stwierdził jeden z panów sporo nadu żywających, ostatni z miotu. Mniejszy i słabszy od reszty rodzeństwa. Zaczął pokazywać się niedawno; jeszcze tydzień temu nie wiedziałam o jego istnieniu.
Jest to jeden z tych trzech(zdjęcie było zrobione przez szczelinę
-do piwnicy nie można wejść):
Obrazek
Wszystkie 5 mają już chyba 3,5 miesiąca-te dwa, które są u mnie w domu jeszcze podsysają dwie kocice (jedną karmiącą i pożądającą kociąt (o tym potem napiszę więcej)). Kizia-Mizia Bis podkarmia też tą trójkę na wolności. Ale dwa jedzą jeszcze już stały pokarm, a ten nie (albo już nie...).
Nie wiem jak go złapać (jakimś podbierakiem?)-ma jeszcze dobry refleks(łapką na jedzenie nie da rady-nie interesuje go jedzenie). No i nie wiem co z nim zrobić jak go cudem złapię...Gdzie go umieścić...Za co leczyć...Czym odrobaczyć (dwójka jego rodzeństwa o mało nie umarła po Vermicie...)
Piwnica była nowozakocona, zdrowa, a więc do tej pory przetrwał, ale jak długo będzie jeszcze żył?
Widziałam go wczoraj, dzisiaj nie dałam rady tam pojechać...
Czy zastanę go tam jutro?

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw lip 28, 2011 7:10 Re: Jak pomóc Najmniejszemu z klanu prawdziwych dachowców ?

Mały może też być dzieckiem jakiejś zupełnie innej kotki niż ta, która się teraz nimi opiekuje...One wszystkie mogły być urodzone przez całkiem inną kotkę, która z jakiś przyczyn przepadła w międzyczasie.
Ta Czarna, która nazywam Kizią-Mizią Bis wydaje mi się trochę inna niż ta, która w tej piwnicy urodziła kociaki. Może jakoś dojrzała...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt lip 29, 2011 15:50 Re: Najmniejszego z klanu dachowców zabrano do schroniska...

Niestety dopiero dzisiaj koło południa mogłam tam pojechać.
Powiedziano mi, żebym już nie szukała Małego.
Pan nocujący w piwnicy złapał go w środę, mały biegał po jego piwnicach, ale nie pił mleka, ani wody, ani nic nie jadł więc pan po dobie odstawił go do matki. Mały pewnie znowu siedział na chodniku miedzy swoją rodzinną piwnicą, a samochodem...
Ktoś ponoć zadzwonił do schroniska i zabrali tam Małego wczoraj rano.
Nie udało mi się do schronisk dojechać do 16. Po 16 już nikt nie odbierał telefonów oprócz ochroniarza.
Może zdarzył się cud, Mały dostał leki i kroplówkę i dochodzi do siebie...
W taki obrót sprawy pewnie wierzyli dobrzy ludzie, którzy zadzwonili do schroniska.

Znowu nawaliłam. Nie pomogłam w porę. Wybacz Mały...

Pan Ochroniarz rozmawiał ze mną bardzo miło i optymistycznie, więc może ten cud się zdarzył i Mały jeszcze jest na TYM smutnym świecie...

Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Sob lip 30, 2011 18:51 Re: Najmniejsze z klanu dachowców zabrano do schroniska...

Nie dałam rady dziś pojechać do schroniska aby sprawdzić co stało się z Małym.
Cały dzień minął na ratowaniu Twardziela, ostatniego żyjącego dziecka Hime.
Było podejrzenie pęknięcia przepony między innymi i różnych wad wrodzonych, ale rtg i usg (zrobione na Ślężnej bo to sobota...) temu przeczą. Jest zapalenie płuc; trochę to dziwne, ale tak wyszło na zdjęciu i po antybiotyku (biotyl) podanym w jednej lecznicy i środku przeciwbólowym podanym w drugiej lecznicy Twardziel oddycha trochę lżej i jest spokojniejszy.. Męczył się od wczoraj po południu. Nie wiem co się stało;wczoraj w południe jeszcze wszystko było OK, a po południu tak oddychał jakby chciał zwymiotować.

Może Male ratowali jednak w schronisku bo to ładny kociak i ma futerko o rzadkim wzorze (Tortoise).
Postaram się jutro tam podjechać, ale znowu muszę na zastrzyk pojechąć na Ślężną, bo gdzie indziej na razie nie ma , a tam strasznie długo się czeka więc znowu nie wiem czy zdążę...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie lip 31, 2011 13:28 Re: Najmniejsze z klanu dachowców zabrano do schroniska...

Dzięki Dobrej Pani, która zadzwoniła do schroniska Male, kocurek albo kociczka, pojechało (tak jak przypuszczałam) prosto do tzw. uśpienia. Nawet nie próbowano je ratować. Miało pecha bo nie miało kociego kataru-było tylko osłabione...Jak kociak ma katar to je próbują podobno leczyć. A więc gdy mu z mu z noska kapało i oczka miało zaropiałe to by od razu nie zostało uśmiercone.

Mnie się nie udało złapać, ale pielęgniarzowi to się udało. Więc źle się starałam.
Nie znaczy to jednak, że kiedy poproszę schronisko o złapanie kota , którego ja nie mogę złapać, ekipa przyjedzie i go złapie. Nie mają na to czasu.

Niestety ludzie za dużo telewizji oglądają chyba -tam pewnie dużo o tym jak to w schronisku zwierzęta się ratuje.

Schronisko wygląda teraz jak twierdza.

Wcale mi się to nie podoba i nie sądzę , aby zwierzęta miały tam lepiej niż przedtem.

Poniżej Małe na dobę przed samotną i tragiczną śmiercią. Umarło przerażone i w szoku.Mam tylko nadzieję,że nie boleśnie. Nie było przedtem dotykane przez ludzi...
Żyło ok. 3,5 miesięcy(o ile było rodzonym dzieckiem KiziMizi Bis). Nie nauczyło sie jeszcze jeść tego co rodzeństwo, a mama już przestawała karmić mlekiem
Całkiem niedawno zaczęło opuszczać piwnicę... Na swoje nieszczęście...

Obrazek

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie lip 31, 2011 15:18 Re: Najmniejsze z klanu dachowców zabrano do schroniska...

ossett pisze:Dzięki Dobrej Pani, która zadzwoniła do schroniska Male, kocurek albo kociczka, pojechało (tak jak przypuszczałam) prosto do tzw. uśpienia. Nawet nie próbowano je ratować. Miało pecha bo nie miało kociego kataru-było tylko osłabione...Jak kociak ma katar to je próbują podobno leczyć. A więc gdy mu z mu z noska kapało i oczka miało zaropiałe to by od razu nie zostało uśmiercone.

Mnie się nie udało złapać, ale pielęgniarzowi to się udało. Więc źle się starałam.
Nie znaczy to jednak, że kiedy poproszę schronisko o złapanie kota , którego ja nie mogę złapać, ekipa przyjedzie i go złapie. Nie mają na to czasu.

Niestety ludzie za dużo telewizji oglądają chyba -tam pewnie dużo o tym jak to w schronisku zwierzęta się ratuje.

Schronisko wygląda teraz jak twierdza.

Wcale mi się to nie podoba i nie sądzę , aby zwierzęta miały tam lepiej niż przedtem.

Poniżej Małe na dobę przed samotną i tragiczną śmiercią. Umarło przerażone i w szoku.Mam tylko nadzieję,że nie boleśnie. Nie było przedtem dotykane przez ludzi...
Żyło ok. 3,5 miesięcy(o ile było rodzonym dzieckiem KiziMizi Bis). Nie nauczyło sie jeszcze jeść tego co rodzeństwo, a mama już przestawała karmić mlekiem
Całkiem niedawno zaczęło opuszczać piwnicę... Na swoje nieszczęście...

Obrazek

:( ehh..

jessi74

Avatar użytkownika
 
Posty: 14236
Od: Sob kwi 11, 2009 23:21
Lokalizacja: wro

Post » Nie lip 31, 2011 15:22 Re: Najmniejsze z klanu dachowców wysłano od razu do nieba...

:placz:

Spij Maleńki [*]

Dziewczyny.. jak to jest możliwe? W sensie - dlaczego? Przecież ustawa na to nie pozwala, i robi to schronisko tak po prostu???????????????

Carmen201

 
Posty: 4180
Od: Pt maja 07, 2010 7:49
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie lip 31, 2011 15:35 Re: Najmniejsze z klanu dachowców wysłano od razu do nieba...

Carmen201 pisze::placz:

Spij Maleńki [*]

Dziewczyny.. jak to jest możliwe? W sensie - dlaczego? Przecież ustawa na to nie pozwala, i robi to schronisko tak po prostu???????????????


Ustawa nie pozwala na usypianie kotów zdrowych.

To lekarz w schronisko decyduje o tym czy kot jest wystarczająco zdrowy na to, aby dać mu szansę.

W przypadku kotów bezdomnych/wolnożyjacych można bezkarnie nie bawić się w subtelności.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie lip 31, 2011 15:38 Re: Najmniejsze z klanu dachowców wysłano od razu do nieba...

Wiem Ossett.. Co nie zmienia faktu, że to lekarz zdecydował żeby nie dać Mu szansy..
I to mnie rozwala - schroniskowy lekarz weterynarii..
Czy schronisko we Wrocławiu nie miało być najbardziej wypaśnym schronem w Polsce, z najlepszymi warunkami?

:( To jest straszne...........

Carmen201

 
Posty: 4180
Od: Pt maja 07, 2010 7:49
Lokalizacja: Warszawa

Post » Nie lip 31, 2011 16:17 Re: Najmniejsze z klanu dachowców wysłano od razu do nieba...

Carmen201 pisze: I to mnie rozwala - schroniskowy lekarz weterynarii..
Czy schronisko we Wrocławiu nie miało być najbardziej wypaśnym schronem w Polsce, z najlepszymi warunkami?

:( To jest straszne...........


Jest wypaśne, ale na mnie sprawiło dzisiaj wrażenie Alcatraz.

To stare zgrzebne dawało jednak jakąś możliwość infiltracji i interwencji prokociej z zewnątrz.


Lekarz, który o tym zadecydował może być nawet bardzo dobrym lekarzem diagnozującym i leczącym trudne przypadki, ale wtedy kiedy chce. Małych pozornie "niczyich" kotków jest zawsze za dużo.
Na pewno uważał, że robi dobry uczynek.
Ja nie wierzę już żadnemu lekarzowi weterynarii w 100%.

Schroniskowemu personelowi nigdy nie chciało się cackać z chorymi kotami; lepiej pozbyć się kłopotu od razu.

Szkoda tylko, że ludzie są tak naiwni i wygodni. Przecież ta pani mogła potrzymać kociaka trochę choćby w pudełku jeżeli uważała, że jest w niebezpieczeństwie. Mogła nawet iść z nim do lekarza. Mogła zaczekać na mnie... Mogła dać mu umrzeć w znanym mu środowisku, blisko mamy, babci Kinga , cioć,wujków, rodzeństwa...

Myślę jednak, że ono próbowało uciekać i chować się skutecznie -tak jak przede mną. Dlatego zadzwoniła do schroniska. Nie wiem jeszcze kto to był. Wiem tylko,że to jakaś sąsiadka pani, która powiedziała mi, żebym go już nie szukała bo już go tam nie ma...

Z pielęgniarzem uzbrojonym w siatkę, albo podbierak nie miał szans.

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie lip 31, 2011 16:58 Re: Najmniejsze z klanu dachowców wysłano od razu do nieba...

Te zdjęcia zrobiłam we wtorek pod wieczór:
(W czwartek rano Małe zostało schwytane i uśmiercone)

Małe z babcią:
Obrazek

Dwójka rodzeństwa (na kamieniach), czarna mama i bura babcia. King gdzieś na dachu.
Obrazek

Wkrótce po zrobieniu tych zdjęć, gdy zapadł zmrok, przyszły inne koty z klanu(bardziej płochliwe) i wszystkie biegały sobie po podwórku bezpieczne za wysokim murem i zamknięta bramą. Małe pobiegło do nich...
Niestety potem wróciło do swojej piwnicy,której okienko wychodziło na ulicę, a rano wylazło z niej i siedziało ok.3 metry od niej pod samochodem na chodniku. Tak robiło ostatnio. Tak zrobiło w środę i tak zapewne zrobiło w czwartek...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto sie 02, 2011 10:14 Re: Najmniejsze z klanu dachowców wysłano od razu do nieba...

ossett pisze:Było podejrzenie pęknięcia przepony między innymi i różnych wad wrodzonych, ale rtg i usg (zrobione na Ślężnej bo to sobota...) temu przeczą. Jest zapalenie płuc; trochę to dziwne, ale tak wyszło na zdjęciu i po antybiotyku (biotyl) podanym w jednej lecznicy i środku przeciwbólowym podanym w drugiej lecznicy Twardziel oddycha trochę lżej i jest spokojniejszy.. Męczył się od wczoraj po południu. Nie wiem co się stało;wczoraj w południe jeszcze wszystko było OK, a po łpołudniu tak oddychał jakby chciał zwymiotować.

Tak pisałam w sobotę. W niedzielę Twardziel po lekach zaaplikowanych mu przez lekarza(nowa siła) w schronisku(!)-poczuł się lepiej. Zjadł nawet sam trochę paszteciku. Pojechałam z nim akurat tam bo pytając o Małe dowiedziałam się, że mają biotyl. Kosztowało mnie to datek do puszki bo bezdomne leczą za darmo. Muszę przyznać, że z wszystkich lekarzy, którzy oglądali Twardziela (z bliska lub z daleka) ten schroniskowy zrobił to najbardziej profesjonalnie jak na mój chłopski rozum. Oby tylko ludzie zechcieli opiekować się chorymi bezdomnymi kotami w domu i jeździć z nimi na leczenie do schroniska. I oby akurat ten lekarz miał dla nich czas (to chyba jednak ten sam co uśpił Małe, chociaz pewności nie mam -rozmawiałm o tym tylko z panią z biura).
W poniedziałek raniutko pojechałam na UP, żeby pokazać Twardziela jak najszybciej godnej zaufania pani doktór.
Ten antybiotyk nie bardzo działał chyba, to inne leki pomagały trochę
Niestety była na urlopie, przyjmował tylko jeden lekarz (czego nie przewidziałam)a kolejka jak zawsze w takich wypadkach była monstrualna. Mogłam tam czekać do wieczora tak jak było całkiem niedawno w przypadku Królewny. Wobec tego pojechaliśmy taksówką na Ślężną. Twardziel był w kondycji nie lepszej i nie gorszej niż w piatek. Postanowiłam nie mieć żalu do młodego i chyba bardzo niedoświadczonego lekarza, który nas przyjął, ogladał zdjęcia, wysnuwał koncepcje, że Twardziel coś sobie może złamał, pouczał mnie,że powinnam karmić go na siłę, poszedł do sklepiku i przyniósł mi karmę, pouczał, ze to nie ważne co Twardziel lubi. Tłumaczył m na czym polega działanie
tolfiny po której kociak czuje się lepiej (że obniża temperaturę i to żle bo organizm nie może walczyć z chorobą).
Dopiero po kilkunastu minutach postanowił kotka obejrzeć z bliska. Twardziel się szarpał, wyrywał(bolało go, w domu i w kontenerku usadzał się albo układał w takiej pozycji,żeby mu było wygodnie oddychać), w końcu jak udało się postawić na stole to już ledwo mógł ustać na łapkach. Wet stwierdził, że kot umiera, ale jeszcze zaproponował przeniesienie go do innego pokoju i podanie tlenu.
To już niewiele pomagało,ale Twardziel jeszcze oddychał i jeszcze żył. Lekarz stwierdził, że mózg nie pracuje i serce nie pracuje i KOT NIE CHCE JUŻ ŻYĆ i zaproponował znowu przeniesienie go do innego pomieszczenia i eutanazję.
Nie zgodziłam się-po co eutanazja kotu, którego mózg i serce nie pracuje?
Nie miałabym żalu do lekarza bo młody, ale oto co napisał w karcie informacyjnej wizyty:
"Włąścicielka przyszła na kontynuację leczenia, kot ma silną duszność, otwiera pyszczek przy oddychaniu, gryzie podczas badania (gryzł mnie podczas układania na stole w niewygodnej pozycji bo go bolało),mimo tlenoterapii(zastosowanej zbyt późno-jak już rzekomo prawie nie żył) i podtrzymywaniu życia masażem serca nastąpił zgon, właściciel nie wyraził zgody na eutanazję, kot umarł dusząc się.)"

Tym razem eutanazję zaproponowano mi na kilkanaście sekund przed faktyczną śmiercią kota.

Nie zgodziłabym się jednak na nią, nawet gdyby zaproponowano mi ją wcześniej: w sobotę , niedzielę lub przed pójściem po towar do sklepiku).

Do dzisiaj w znakomitej formie żyje mój kot, którego eutanazje w ostatni Wielki Piątek zaproponował lekarz (wzięty, do którego często chodziłam z kotami przez parę lat) po dwutygodniowym leczeniu. Poprzedniego dnia eutanazja tego kota nie przychodziła mu jeszcze do głowy.

To jednak ja byłam winna, że bardziej nachalnie nie domagałam teraz ratunku dla Twardziela i byłam zbyt pokorna(a cudem miałam środki i mogłam być bardziej harda...)

Podobno mógł mieć zbyt niską odporność... Mając dwa tygodnie był uodporniany zastrzykiem Zylexisu (nie poinformowano mnie że trzeba go dwa razy, albo trzy-nie zgodziłabym się ze względu na koszty i uodporniałabym czym innym) i jak widać to nie pomogło...Był jednak spasiony(jak stwierdził wet w schronisku). przybyło mu na wadze po perypetiach z odrobaczaniem Vermithem.

A może to antybiotyk był za słaby. Biotyl to to podobno odpowiednik Tylowetu, tyle że trzeba podawać go codziennie..
Nie wiedziałam o tym.

A może miał coś złamanego-jak trzymałam rękę na nim, to czułam jakieś chrupanie-ale przecież to by wyszło na zdjęciach rtg(jedno nawet było z kontrastem). Co wyszło na usg to nie wiem bo nie dostałam żadnego opisu. A opis rtg to kilka słów tylko (efekt kilkusekundowej pracy umysłowej utytułowanej wetki).

A może się zachłysnął - w czwartek wieczorem zwymiotował (ale bez płynu) za łapczywie zjedzone mięso(serce wołowe). Ale Potem zjadł kurczaka, a następnego dnia rano ulubiony pasztecik.. Dopiero po południu nie chciał już jeść i ciężko oddychał.. Jednak kociaki 10 tygodniowe nie umierają po zachłyśnięciu się wymiotami....

Przestrzegam opiekunów kotów przed kliniką na Ślężnej i w weekend i w tygodniu. A ich koty przed chorowaniem pomocy w weekend i w sezonie urlopowym. I w nocy. Bo to kosztuje 150zł + koszty.

Wiem już czego się domagać od wetów jak kot nie może sikać, a jednak wetowi( wydaje się, że ma pusty pęcherz (bo jest mały)).

Więcej już wiem o tym, czego się domagać jak kot ma trudności w oddychaniu.
Tylko czy ja muszę tego wszystkiego uczyć się kosztem życia kotów( i nie za darmo...). Przecież weci lubią mówić mądrzącym się opiekunom ich pacjentów, że przecież oni uczyli się aż 6 lat.

Młoda osoba towarzysząca mi ostatnio w tych moich wędrówkach po gabinetach i lecznicach stwierdziła, ze to wygląda na to, że oni chyba nie mieli i nie mają kotów w domu...

ossett

 
Posty: 3888
Od: Pon lis 20, 2006 14:08
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Google [Bot] i 78 gości