Co do kicia - pan nie napisał czy wykastrowany. nie ma praw hodowlanych więc może jest...
Raczej nie jest to podpucha - pana kojarzę z wystawy, przekazał nam jedzonko i żwirki...
Ma jakieś miejsce dla kicia u znajomych,ale chyba niepewne. Jutro ma się ostatecznie spotkać...
To teraz opowieść o schorzeniu mojej głowy

Otóż w sobotę wracałam sobie spokojnie z młodym ssakiem Warszawską. Koło komendy z krzaków wyszedł czarny kot (po twarzy - kotka

) i zaczął na mnie krzyczeć. Nie czułam się jakoś specjalnie przestraszona - stworzenie się zawinęło i poszło. uff. Miałam nadzieję, że to kot wychodzący, który mieszka na pobliskim parterze...
Nic to - zabrałam starszą młodzież na plac zabaw (błąd) za blokiem Szałwii.
A tam dzieciarnia ciąga milusią niedużą szylkretkę. Stąd właśnie wzięła się Zorza... Czyściutka, milutka, ewidentnie domowa. Na szczęście Szałwia była w domu i przybiegła po nią - ja w każdej ręce po jednym dziecku, z czego jedno jodłuje. Ech...zupełny brak warunków do pozyskiwania kotów
W niedzielę i wczoraj biegałam wieszając ogłoszenia - może komuś się zgubiła. Niestety coraz mniej w to wierzę...
Wróciłam do domu - podświadomość zarejestrowała że na podwórku krzyczy jakiś kot. Zaczęłam obawiać się o swoją psychikę - spytałam nieśmiało Jarka czy też to słyszy. Słyszał. Uff
Szans nie było by wyjść, ale nie minęło 10 min a p. Danusia doniosła, że na 4 piętrze w oknie powiesił się kot
Własicicieli nie było w domu, kot wyje jak potępieniec. Na szczęście straż pożarna okazała sie być człowiekiem - przyjechali, wyciągneli.Kot miał sparaliżowane tylne łapy. Była 21.45 - czynny jedynie Białostoczek, a i to by już kota nie zbadali... ech.
Dr Maja z Medvetu poradziła jakie leki p.bólowe można podać, p. Danusia na suraskiej nabyła i podała.
Rano na szczęście 1 łapa już działała. p. Danusia rozmasowała, pozaginała. Do wieczora działała już druga łapa.
Jak już stres odszedł to śmiałam się, że jej siła woli sprawiła, że łapy się naprawiły. Coś w stylu - "kocie wstań i idź!!" i kot bał się nie wstać
Właściciele wrócili w niedzielę wieczorem, kota zabrali po umoralnieniu.
Poniedziałek - miły mąż optymistycznie wyruszył do pracy. I wyrzucał śmieci po drodze (błąd)

W kontenerze znalazł ... kotka. Po prostu komuś się pomyliło - kontenerek a kontener - łatwo o pomyłkę

Dostałam to cudeńko - takie jak nutek ( w pierwszej chwili pomyślalam, że Nutek oddalił się przez okno p. Danusi w sposób niesubordynowany) ale nie, to było tak pół rozmiaru mniejsze. Czyściutkie, domowe, mruczące...Pewnie samo się wzięło i wyrzuciło

Bez komentarza. Ale co się dziwić jak dostajemy takie maile, aż zacytuję bo zawsze mnie poraża genialność autorów:
Piszę do was z prośbą o zabranie ode mnie 3 kotków. Rok temu przybłąkała się do nas kotka. Za bardzo nie mamy warunków do hodowli. Wynajmujemy mieszkanie, a właścicielka nie pozwala na nie. Nie dawno wystawiła dla nas wypowiedzenie i musimy się wyprowadzić. Nie mam serca je wyrzucić dlatego proszę fundacje o zabranie ich do siebie. Kotki mają cztery tygodnie.My na szczęście mamy warunki do hodowli i z otwartymi ramionami przyjmujemy kociaki które ktoś sobie radośnie wyhodował...Muszę się zdystansować zanim odpiszę bo mogę być niemiła...