Casico - dla mnie to jasny znak, że nie chciała powiedzieć o śmierci Carlita głośno. Strach jest najgorszym doradcą, zwłaszcza, gdy nie ma się nic do ukrycia. A według mnie nie ma, bo z tego, na ile znam sytuację, wszystko było w porządku.
Nie mnie, nie fanom, nie obrońcom, nie atakującym o tym decydować. To sumienie nas rozlicza z tego, czy postępujemy słusznie.
Szkoda, że na całym zamieszaniu cierpią zwierzęta - nie w kontekście leczenia czy opieki nad nimi, bo jak podkręslam, o to się nie boję. Tylko w kontekście ewentualnych adopcji, do których czasem dochodzi przy podczytywaniu wątku.
To, co pwpw, też chciałam powiedzieć.
Przykro mi było, że wchodząc nieraz na zupełnie inne wątki widziałam liczne aluzje do DT Smarti właśnie w kontekście prób łapania za słówka i wytykania nieraz naprawdę małych potyczek bądź też prowadzenie poważnych nadinterpretacji. Marzenia dawno temu mówiła mi, że wszędzie czają się pomówienia - a ja nie chciałam jej wierzyć, bo według mnie wystarczy zapytać, by poznać prawdę.
Problem tkwi w tym, że jedna strona napędzana niechęcią i wzajemnym nakręcanie się odmówiła udzielania informacji czepiaczom - chociaż informacja była dostępna wszystkim, którzy poświęcili chwilę na jej wyszukanie. Odmowa była tylko na bezpośrednie pytania czepiających się (to skrót myślowy, błagam, nie przywiązujcie się do niego

), niestety przeprowadzona w kontekście niepotrzebnych drwin i śmiechów, które napędzały festiwal wyzwisk.
A druga strona zbyt zapamiętała się w łapaniu za słówka oraz zamykaniu oczu na chwile, gdy było dobrze. Nieraz także na racjonalne argumenty, niestety.
Więcej pokory z obu stron by się przydało. Odrobinę "przepraszam, to moja wina" oraz "nie pomyślałem/łam, że tak będzie".
Po raz kolejny chciałam powiedzieć, że Carlito był leczony. Przestańcie się wzajemnie nakręcać, skoro jedna strona fakty zna, a druga nie chce ich przyjąć do wiadomości.
Widziałam kota, kroplówki, jedzenie, leki. Mi to wystarczy.
Zastanówcie się, czy naprawdę ktokolwiek rozsądnie myślący uważa, że kot nerkowy, o według usg nie działającej jednej nerce (mam nadzieję, że dobrze zapamiętałam), według weta mający pół roku życia, słabnący w ostatnich dniach - naprawdę mógł żyć wiecznie?