Niedziela, goście w domu, imprezka na całego a gospodarze (ja i TŻ) w strugach deszczu wdzięczą się na ulicy do przemoczonej, głodnej i bardzo płaczącej kici.
Kicia po dłuuuugim czasie zmęczona walką z samą sobą (strach do obcych i pusty brzuszek) podeszła na tyle blisko, że dała się złapać. Na rękach muruczenie, wtulanie się (nie dzikus pomyślałam) wysuszyłam, dałam jeść, szybki przegląd (oczy zdrowe, uszy czyste) może czyjaś....Zamknęlam w garażu w klatce dla duuużych psów. Kocyk, kuwetka (pięknie kuwetkuje). Poszla spać.
TŻ do tej pory nie chciał słyszeć o 3-cim kocie. Więc powiedziałam, że na tymczas a jak nie to wolny kot z opcją schronienia w garażu i dokarmianiem.
TŻ miał równiez popytać sąsiadów czy nie zginął im kotek.
Efekt jest taki, że kicia zostaje u nas na DS - bo ja jako żona powinnam wiedzieć, że jemu (TŻ-owi) zawsze najbardziej podobały się buraski a Ta na dodatek wybrała nas i nie bez przyczyny to właśnie my ją znaleźliśmy....itp. itd.
Więc nasza nowa Kicia dostała na imie Tosia:




Lalka na nią strasznie prycha, Franek obchodzi dookoła i też glośno oznajmia swoje niezadowolenie.
Więc żeby kicia byla bezpieczna w nocy i podczas naszej nieobecności do domu wstawiliśmy owa klatkę. A tak gdy my jesteśmy i pilnujemy mała biega po mieszkaniu. Koty jakoś się do siebie w końcu przyzwyczają.
Jeszcze fotka Franczeska:

