Witam wszystkie ciocie

i baaaaaaaaaaaaaardzo dziękuję za kciuki

Przydadzą się
Dzisiaj po południu wysmarowałam długiego posta z opisem sytuacji ale chyba coś nie tak wcisnęłam i nie wszedł...

Debilizm czasem ze mnie wyłazi... Nic to dla harcerza. W każdym bądź razie w pracy się zmieniło bardzo i moja psychika siada niestety. Podjęłam decyzję, że będę szukać nowej pracy bo tej mam powyżej dziurek w nosie. Jestem zmęczona- bardzo. Wczoraj czara się przepełniła jak pies złapał mi Rysia za kark

Myślałam, że zawału dostanę. Jak do tej pory raz jeden raz drugi ganiał. Wczoraj Rysiek podszedł do miski jak Teo jadł. Obaj byli spokojni, w pewnym momencie nawet razem jedli ... Aż byłam w szoku

Teo nawet nie zawarczał. Nagle, bez żadnego ostrzeżenia rzucił się na małego. Kotek zwiał na korytarz i tam go znalazłam siedzącego z zamkniętymi oczkami i tak żałośnie płaczącego, że sama prawie się rozbeczałam

Przytuliłam go a on tak ciągle zamknięte oczka miał i płakał... Myślałam, że będę pieszo zaiwaniać do miasta do veta... Szczęśliwie nic mu się nie stało

Potem miałam awanturę (syn dziadka), że nie mam prawa być obrażona i wiele innych. A wspomniałam tylko, że kot jednak nie zawsze wygrywa z psem jak on twierdzi... Dzisiaj i dziadek i jego syn trochę się uspokoili ale decyzję już podjęłam. Wystarczy, że będzie to praca, gdzie mnie wezmą z Rysiem
A dzisiaj znowu wielki smutek- tym razem Micia. Kotka zaczęła rodzić i kuzyn syna dziadka znalazł rano kotkę, z którą było już bardzo źle. I znalazł też jednego martwego kotka. Idioci czekali aż do popołudnia ,żeby zawieźć ją do veta. Pożyczyłam swój transporter i pojechaliśmy po kotkę. Rany jaki widok

- tak źle wyglądała. Następnych kociąt nie było. Veterynarz powiedział, że nie wiadomo czy z tego wyjdzie, że reszta kociąt jest jeszcze w brzuchu i, że są martwe... Infekcja już prawie zabiła kotkę, bo sama widziałam jak jej robaki z dupki wyłaziły

Kazali zostawić nam kicię w klinice i czekać na telefon. Mieli najpierw podać jej kroplówkę bo była strasznie odwodniona. A potem, jeśli przeżyje to operacja usunięcia kociąt. Prawie się rozbeczałam w gabinecie... Teraz czekamy, może jutro zadzwonią, że będzie lepiej? Tym razem BAAAAAAAAAAAAAARDZO wszystkich proszę o kciuki za Micię... A najbardziej wścieka mnie to, że mówiłam ostatnio, żeby ja zawieźć na kontrolę. MÓWIŁAM
DZIĘKUJĘ
Ryś za to ma się ok- oczko jeszcze czerwone ale już przynajmniej opuchlizna zeszła. Jeszcze zapodaję mu kropelki raz dziennie. Robi się coraz fajniejszy i taki.... cudny.

W piątek jedziemy na kolejne szczepienia i najprawdopodobniej od razu mikroczipa się wszczepi.