Mam roczną kotkę, która od trzech miesięcy przechodzi ruję z przerwami max tygodniowymi. Teraz już nawet nie wiem czy ruja jej się skończyła czy trwa nadal - w każdym razie nieustannie drapie (czy raczej głośno boksuje) w drzwi, począwszy od czwartej nad ranem, rzuca się na klamkę, miauczy. Niszczy nam wszystko, dosłownie wszystko dookoła. Z łobuzerskiego, ale kochanego kociaka zamieniła się w domowy koszmar, którego nie możemy znieść. Póki co - nie stać nas na sterylizację, a cierpliwość do zwierzaka już dawno nam się skończyła.
Czy macie jakie sposoby na takie małe kocie diablice? Tylko proszę, nie piszcie, że "jeżeli nie ma się cierpliwości to nie należy brać zwierzaka" - dodam, że obcowałam już z różnymi zwierzętami, które też zachowywały się różnie, ale nigdy bym nie uwierzyła, że trzykilogramowy maluch może sterroryzować całą chatę

Co jest najskuteczniejsze by przetrwać czas przed sterylką? I czy sterylka faktycznie ratuje sprawę? A może to raczej kwestia kocich potrzeb (Kotka przyszła z ulicy mając niespełna dwa miesiące, w poprzednich mieszkaniach miała okazję wychodzić na podwórko; tu ma do dyspozycji balkon. Piętro niżej mieszka jednak niewykastrowany kociak, sądzimy, że to na niego może tak reagować)...
Wszelkie sposoby, rady i sugestie mile widziane

Zmęczeni i niewyspani opiekunowie
