Dziś taka nasza zielona noc z Thajką. Wyjeżdżamy, Tajki zostaje w domu z mamą.
A noce z Tajką to noce z przeprzytulastą, głośno mruczącą, śpiącą obok Tajką, która albo zasypia na samym środku łóżka, albo układa się na kołdrze na brzuchu, albo śpi koło głowy. Tajka jest niesamowicie ujmująca, aboslutnie fantastyczna, nieziemsko świetna i niewyobrażalnie słodka, a przy tym naprawdę prześliczna. Po prosto można zakochać się w niej na amen. Sama wdrapuje się na kolana, pogłaskana we śnie momentalnie zaczyna mruczeć, próbuje barankować, patrząc człowiekowi w oczy nierzadko je mruży. Jasne, że podgryza dłonie; pewnie, że poluje na stopy wieczorami; oczywiście, że nie raz z niej mały gryzoń, któremu tylko zabawa w głowie, ale w Tai jest mnóstwo łagodności i ufności do człowieka. Jest cudna pod każdym względem, uwielbiamy ją niemożliwie. Tak cudna, że mama żartuje, że schowamy ją do szafy, nikomu nie oddamy i będziemy mieć trzy koty

Wiemy jednak, że komu innemu pisane jest fajne życie z przefajną Tajką i szczęśliwy ten u kogo ta nasza kochana Tajki zamieszka:)