Wczoraj zaczął się poród mojej kotki [młoda, ma niespełna rok]. Leżała spokojnie w swoim legowisku i robiła swoje. Poszłam do niej o 5:00 rano i okazało się, że zniknęła. Nie było ani jej, ani młodych. Oczywiście, mówi się, że kotki idą w jakieś ustronne miejsce, aby się okocić.
Ale martwię się o nią, bo wieczorem coś źle się czuła [nie chciała mleka, tylko wodę piła i wymiotowała]. Poza tym, ona jest po wypadku, do tej pory kuleje i boję się, że coś mogło pójść nie tak.
Czytałam też, że młode, niedoświadczone kotki czasami zjadają potomstwo.
Mieliście taki przypadek? Wiecie co, nieco o tym?
Wypowiadajcie się.
Pozdrawiam
