Mialam o kaczuszkach opowiedziec.
No wiec wczoraj sobie pojechalismy nad Wisle. Siedlismy sobie w wolnym miejscu-o ktore latwo wczoraj nie bylo.
I patrzymy-plyna kaczuszki. Mamusia z czworka malutkich.

A trzeba wiedziec, ze na Wisle sa wodospadziki. Fajne, ale dosc silny prad. A kaczuszki plynely pod prad jakby. I doplynely...

Mamusia kaczka podrunela po wodospadziku do gory.

..ale malutkie nie!


I teraz problem, kaczka na gorze wrzeszczy, male na dole plywaja w panice wzdluz calego wodospadziku i rowniez krzycza biedulki.
Tak mi ch bylo szkoda! W koncu mama sfrunela. I za chwile znowu plyna w tym samym kierunku! Sytuacja powtorzyla sie sie trzykrotnie. Chyba kaczusia chciala juz male nauczyc fruwac.
Za trzecim razem jak byla na gorze, do malych podplynela jakas dziewczynkam one sie wystraszyly i odplynely. Jak kaczka sfrunela, to jakbyscie widzieli, jakim pedem z krzykiem sie do niej rzucily!!! O malo nozek nie pogubily! Niemal frunely nad woda!

Mialy widzow, bo wszyscy komentowali

A obok siedzieli panstwo-miejscowi, i ten pan mowil, ze dzien wczesniej byla identyczna sytuacja, a kaczuszki duzo wieksze, starsze.

Ehh, te kaczusie
