Minęło kilkanaście dni, chodziłam tam codziennie, ale ani razu na kocinę nie trafiłam-pomyślałam, że może ktoś go przygarnął-o naiwności!!!!!
Gdy mój sklep został zamknięty z powodu remontu-zostałam zmuszona,do korzystania ze sklepu pod którym widywano rudaska.I już pierwszego dnia zobaczyłam go!
Chudziuteńki jak nieszczęście, z słabiutką sierstką, siedział pod sklepem i wzrokiem wodził za ludźmi,którzy wchodzili i wychodzili-z nadzieją, z obietnicą miłości w oczkach.....
Od razu kupiłam karmę-niestety whiskasa, bo w takich sklepach nie ma niczego lepszego i nałożyłam koteńkowi-jadł i co chwilkę przerywał, by trzeć mi pysiem o ręce!
Niestety mając Biankę na tymczasie musiałam się wstrzymać z wzięciem go do domu, ale obiecałam mu, że jak tylko Bianeczka znajdzie dom-wezmę go do siebie!


I tak codziennie chodziłam do niego, nie zawsze na mnie czekał, ale i tak zostawiałam karmę, z nadzieją, że przyjdzie i zje-pewnie nie zawsze zjadł-pożywiły się psy, ptaki.....
Czasem czekał pod sklepem, czasem pod ścianą obok

Jednak coraz bardziej pękało mi serce, gdy odchodziłam, gdy widziałam te ślepki proszące:weź mnie, a będę Cię kochał-obiecuję!-mam w sobie tyle miłości -tylko nikt jej nie chce!
Pewnego dnia, gdy już wiedziałam, że Bianeczka znalazła dom, że teraz to już kwestia paru dni i pojedzie do siebie-poszłam jak zwykle nakarmić rudaska.Lało strasznie-szłam bez nadziei, że go zobaczę, ale już z daleka widziałam rudy kłębuszek, skulony przy samych drzwiach wejściowych, obok siedział mały piesek, który na kocinie nie robił najmniejszego wrażenia. Maleńki był przemoczony, jeszcze chudszy się wydawał niż w rzeczywistości-nasypałam mu jedzonka, kucnęłam obok, a on wskoczył mi na kolana, łapki położył na ramieniu ....i jak ja miałam go zostawić?????
Wzięłam go do domu, osuszyłam ręcznikiem, zrobiłam legowisko , zamknęłam w łazience z jedzonkiem, piciem i kuwetką i zadzwoniłam do wetki czy da rade jutro( sobota ) wykastrować chłopaczka-powiedziała, że tak. Jako, że na pewno miał robale (większość kotów je ma)-odrobaczyłam go profenderem, który miałam w domu, bo kiedyś kupiłam o jeden więcej (ale miałam pańską głowę-co?)
Biedny był jak nieszczęście-chudzinka taka, aż żal patrzeć, głaszcząc wyczuwałam każdą kostkę



Po kastracji pięknie się wybudził ,bardzo szybko doszedł do siebie.
W uszkach świerzbowiec, więc leczymy, ale uszka coraz piękniejsze, dogaduje się z rezydentami, bo jest łagodny i ustępuje we wszystkim-Antośka nawet się go nie boi, a Pynia syczy , bo ona syczy na wszystko co nie jest nią

Kocio nabiera powoli ciałka, już można go pogłaskać, bez obawy, że pokaleczy się ręce o wystające kostki-przez tydzień przybrał 40 dag!!!





Arielek-rude, kochające wszystkich kocio ,będzie szukał domku-jeszcze musi się doleczyć ze świerzbu, nabrać ciałka ....Arielek-kot z obietnicą miłości w oczkach, przypominający do złudzenia kota abisyńskiego-będzie szukał domku i wierzę mocno, że taki kochający dom znajdzie, bo czyż można oprzeć się miłości????
Edit.literówki
