...czyli patrz dzięciole, co masz na czole.
Siedziałyśmy sobie z pańcią, pańcia miała dzień wolny i czytała książkę, a ja drzemałam pod krzesłem. W pewnej chwili na jednej z trzech sosen co obok ekhem... tarasu rosną, wylądował dzięcioł. Taki z czerwoną czapeczką. Nisko przysiadł, więc pańcia czym prędzej założyła okulary i zaczęła mu się przyglądać z lubością. Z drugiej strony sosny równie uważnie dzięciołowi przyglądała się Dupencja.

Pańcia pogroziła Dupencji pięścią i dzięcioł się poderwał. Nie wiadomo dlaczego nagle skręcił w prawo, walnął z całej siły w ostatnie okno od salonu, odbiło go i z rozpostartymi skrzydłami upadł na taras.
Wystartowałyśmy wszystkie trzy, ja, pańcia i Dupencja. Dupencja miała najbliżej.

Na szczęście dla dzięcioła, w sytuacjach podbramkowych pańcia dostaje nadludzkich umiejętności głosowych. Ryknęła na kotę w tak niskiej częstotliwości, że Dupencja wywaliła się jak długa, a ja aż zaryłam nosem w trawę. Tym chytrym sposobem dopadła dzięcioła pierwsza. No i dobrze, bo to ładny ptaszek jest, o.


Pańcia stała z nim spokojnie parę minut i w końcu dzięcioł oprzytomniał na dobre.

Wezwany do fotek pańcio wygłosił do dzięcioła przemówienie pt "czyś ty zdurniał chłopie, czego nie patrzysz gdzie lecisz? Mamy poprzyklejać na szyby takie sylwetki drapieżnych ptaków, czy co?..." Na co pańcia odparła sucho, że można by, po jedenastu latach jakieś żaluzje w końcu założyć, na co pańcio pospiesznie zrobił zdjęcia i dzięcioł odleciał...
No dobrze, jestem jazgotliwa, alem niewinna niczemu!!!
