Wyć mi się chce i szarpią mną nerwy.
Bo tak: służbowo wyjechana na parę dni byłam- zapamiętajcie, bo to ważne. Chętny na biszkopta faktycznie, nie zadzwonił. Była też chetna na jakiegokolwiek kota, byleby był w potrzebie. Przekierowałam na Panią Irenę, a ta odpowiedź mejlową wysłała po 5 dniach, bo....komputer jej sie zepsuł

na moje pytanie czy wszystkie internetowe kafejki w miescie zamknęli, powzdychała jeno znacząco. Kolejna chętna- pani Irenie nie podoba się, że chętna ma już koty. "Po co jej tyle kotów

Na Śląsku mieszka, to na pewno do Niemiec na eksperymenty wozi

Nie dam

" Następna zainteresowana- pani Irenie nie podoba się, że nie z Łodzi. Chetna kota weźmie, ale dowieżć trzeba za zwrotem kosztów i pani Irena pyta czy zawiozę. Nie, nie zawiozę. Ma pani Irena synalka-nieroba, niech wsiada w pociąg i wiezie za koszt biletów. Oczywiście foch

Jest kolejna chętna, prosi o przesłanie zdjęć. Dzwonię do pani Ireny, podaję mejla kobiety chętnej i proszę, żeby przesłała. "A Pani nie może jej wysłać

", "Nie, nie mogę, bo jestem pod Berlinem właśnie", "A to tam nie ma Internetu

", "Internet jest, ale nie mam pendrajwa ze zdjęciami", "To może jak pani wróci...." No, qrva, ręce mi opadły. Żeby nie roaming, to już wtedy posłałabym jej taką wiąchę, że....

A ona mi jeszcze, że paszteciki Łatce się skończyły. To niech pani idzie i kupi. W każdej lecznicy są. "Wolalabym, żeby to Pani....". "Niestety, jestem za granicą". "A tam lecznic nie ma

". Nie wiem, może ja mam do czynienia z osobą upośledzoną
Ale nie to jest najgorsze.
Wróciłam dziś w nocy do Polski.
I dowiaduję się, że pod moją nieobecność pani Irena odmówiła letnisko
"No bo tam woda z pompy i nie będzie jak wątróbki ugotować, to ja nie chcę. Coś innego niech pani poszuka..."
Odmówiła

Teraz, kiedy ja siatkę kupiłam i ludzi do wolierowania zgodziłam
Przyrzekam- nigdy, nikogo wcześniej aż tak...Poszło takie mięcho, jakiego bym się po sobie nie spodziewała
A potem, w samochodzie, kiedy już nikt nie widział, poryczałam się jak dziecko...
Mam dość.