Wczoraj już miałam ochotę zacząć pisać tu płaczliwego posta, bo po kilku dniach względnego spokoju atmosfera w stadzie zaczęła się gwałtownie psuć. Od 2 dni ktoś nam obszczywa łóżko, mam zresztą wrażenie, że na tym polu trwała swoista walka "czyje na wierzchu"

Na jednym szczochu zaraz lądował inny szczoch...
Kofisia zachowywała się megahisterycznie, prychała, warczała i wyła na Humpala.
Humpal z kolei robił się z dnia na dzień smutniejszy - jak tylko mógł, przybiegał na kolana się przytulić, ale wyraźnie chciałby tego kontaktu z człowiekiem więcej. Na łóżko nie był wpuszczany, kilka razy próbował wskoczyć, zaraz był przez koty przeganiany. Koty się z nim bawić nie chciały, w wersji light był olewany, w wersji hard była awantura

Zaczynało to wszystko wyglądać nieciekawie.
Nieoczekiwanie, dzisiaj zadzwoniła do mnie sąsiadka byłych państwa Humpala, która zresztą opiekowała się nim podczas ich wyjazdów. Z informacją, że właśnie się dowiedziała o jego oddaniu, że nie może zrozumieć czemu tak, czemu nic jej nie powiedzieli, nie zapytali. I że ona go chce.
Właśnie stamtąd wróciliśmy. Dziwna to była wizyta, kobieta wie o Humpalu więcej ode mnie, w końcu przez ostatnie 2,5 roku to ona go widywała nie ja

W domu 2 koty - towarzyski kocurek, z którym były już pierwsze próby ganiania i trochę mniej towarzyska kotka, która jednak przyjęła nowego dość dobrze, było mierzenie się spojrzeniami przez przedpokój i kontrolny syk, ale bez afery.
Humpal został. Zobaczymy...