tak, tak, słodkominka WarKotka, cholera jedna
I Złotooka intensywnie, bo podrasowana w photoshopie

Padł prąd wczoraj, włączyłam lapa odpaliłam photoshopa i zaczęłam się bawić w podsycanie kolorów, rozjaśnianie i ściemnianie. Jak widać to jedyna metoda na straty kolorów przy wrzucaniu zdjęć w neta
To małe czarne odrabia straty za chorobę. Uznała, że już jest w zupełności zdrowa i postanowiła dać temu wyraz. Ostatni raz pod kołdrą chowałam się chyba zza czasów Fuczków. WarKi z taką energią i z takim oddaniem szalała, że wcianęła w to Krzykacza, który również mocno w zabawę się zaangażował i jedyny ratunek to albo wstać, albo schować się pod kołdrę. A że chciałam jeszcze się zdrzemnąć (i tak nie wyszło) to się schowałam. Carlos, który grzecznie i kulturalnie, choć mało delikatnie, bawił się ze mną, przyłączył się do trójki wariatów przyprawiając mnie o zawał. W końcu Krzyk i Natek to duże koty (przy Carlosku wydają się wręcz olbrzymami), a on mały kociak, tylko patrzyłam czy go wariaty nie tratują. Po chwili WarKotka bawiła się już z Carlosem. Szok, bo jeszcze dwa tygodnie temu próbowała go zjeść

. Widać uznała, że nada się na kumpla do zabaw. W tym momencie Szeryfek z opóźnieniem załapał i już tylko WarKotka daje radę na dalsze z nim szaleństwa.
