Dostał mi się kot bo babcia trafiła do szpitala i pewnie szybko z niego nie wyjdzie.
Kociarą nigdy nie byłam i raczej nigdy nie będę, daję jeść, sprzątam kuwetę i wkurzam się na kłęby sierści wszędzie :/
Kupiłam wczoraj taka szczotkę z drucikami do wyczesywania Cholery, dręczyłam ją cały wieczór i dziś też już kilka razy. Za każdym razem szczotka pełna sierści (łącznie z 50 szczotek się zebrało) i ciągle po kilkukrotnym przejechaniu po grzbiecie, łapach, brzuchu znów szczotka pełna. Sierść jest dosłownie wszędzie.
Pytałam babci, ona nigdy Cholery nie wyczesywała, mówiła że owszem sierść była w mieszkaniu ale ona to odkurzaczem zbierała i tyle (ja nie mam w domu dywanów ani wykładzin i podejrzewam że u niej w domu wszystko właśnie tam się "ukrywa").
Pomocy, co ja mam z tym zrobić. Kota nie wywalę ale nie jestem w stanie zaakceptować tego badziewia pałętającego się wszędzie.