Dzsiaj nie mogłam dopchać się rano do weta prowadzącego Buraska, bo miał dzień zabiegów od rana. W końcu straciłam cierpliwość i pojechałam. Warto było!
Burasek siedział w klateczce szczęśliwy, z łebkiem do góry. To nie był ten kot, którego widziałam w niedzielę i w poniedziałek! Pod pupą miał brudną ligninę, klatka też brudna, śmierdząca. Informacje od weta też były zaskakujące: kotek jadł suchą karmę sam i zrobił kupkę. Nadaje się już do wypisania ze szpitaliku.
Nachodzą mnie tylko dwie myśli: żeby czegoś nie podłapał gorszego, bo obok na kroplówce, w klatce siedziały dwa kocie podrostki. Boję się też powtórki padaczki. Nie wiadomo czy to było chwilowe czy będzie musiał brać leki całe życie. Razi mnie też głupota weta, który dał mu suchą karmę. Nie wiem czy była odpowiednia w jego stanie. Kupiłam mu saszetki intenstinala. Zjadł troszkę sam.
Ponieważ Burasek nie ma DT, jutro sprzątam strych i szykuję go dla Buraska.

Chyba wieczorem go przywieziemy. Niech dostanie jeszcze leki i ewentualnie jakieś kroplówki.
Burasek biedniuśki bardzo. chudziutki, jeszcze słaby. Chwilę stoi, a potem się kładzie. Główka jeszcze się trzęsie, ale chłopak ciekawy świata i bardzo proludzki.
Będzie mu trzeba umyć pupę, bo śmierdzi.
Podłożyłam mu 2 podkłady i flanelową pieluchę, na którą zaraz z ochotą się położył.
Wet dalej twierdzi, że rokowanie jest ostrożne i kot wymaga dalszej kuracji.
Co do kosztów, to nie jest tak źle.Policzyli nam chyba wg cen jak za dzień powszedni.
Za niedzielę zapłaciliśmy 150 zł.(pobyt, leki, biochemia i morfologia) a jutro rozliczenie.
Byłam przerażona ewentualnymi kosztami, bo kiedyś za 4 dni pobytu i leczenia psa w tej lecznicy zapłaciliśmy ponad 600 zł. Dziękujemy za deklaracje wpłat.

Moja siostra powiedziała, że damy radę. Prosiła, żeby wpłaty przekazać bardziej potrzebującym kotom na forum.
Bardzo dziękujemy za kciuki. Dalej są potrzebne, aż Burasek całkiem wydobrzeje. Wkrótce będą fotki burego pacjenta.

W zeszłym roku w czasie mojego urlopu próbowałam ratować umierającą na niewydolność nerek naszą Kropcię, w tym roku będę miała urlop też z chorym kotem. Taki mój los.