wow, krótko nie miałam dostępu do netu, wchodzę dziś, a tu takie wiadomości!!! po prostu super
potrzeba czasu, aby Buraczek złagodniał. pomogłaby w tym też kastracja. sama mam nerkowca i po konsultacjach z lekarzami zdecydowałam się na zabieg (Kocio miało kiepski stan pyszczka, trzeba było poczyścić bo biedak jeść nie mógł, to przy okazji ciachnęliśmy) po jakimś czasie kocio nieco złagodniało i już nie musiałam ganiać na kroplówy do weta. wyniki nie pogorszyły się bardzo (lekarze mieli zastosować taką narkozę, żeby za bardzo nerek nie obciążyła, ale tu szczegółów nie znam, bo na tych lekach to się nie znam), ale samopoczucie już tak. na szczęście po kroplówie dożylnej zdrówko wróciło do normy. więc może i Buraczka za jakiś czas uda się "ciachnąć" tu i ówdzie

trzymam kciuki za to, bo nieco by to ułatwiło
ale co ja będę się rozwodziła. toż czytam, że Buraczek trafił w profesjonalne kochające ręce

więc krzyknę jeszcze hip hip hurra i już się zamykam
aha dodam tylko że trzymam

za zdrówko koteczka
