Niestety, sezon w pełni

Koteczki są śliczne, oswojone, jakoś ciężko mi uwierzyć że ich mama jest dzika i nie da się złapać.
Grzecznie jadły i suche i mokre. Pan przywiózł im ręczniki, whiskasa saszetki, myszkę zabawkę, ja dodałam suche RC Kitten z promocji.
Historia jest dłuższa, tych kociąt mogło w ogóle nie być. Wersja oficjalna dla mnie jest taka że przybłąkały się 3 kotki, oni je dokarmiają, ale maja już dość kociąt na okrągło. W marcu bodajże pan przywiózł 2 kotki na sterylkę i kocięta do utylizacji. Ponieważ kociaki miały ok 3tyg odesłałam go z karmiąca kotką i kociakami do domu, obiecując pomoc w znalezieniu domu. Druga kotka została wysterylizowana.
Jak domy się znalazły, okazało się że oni wyjechali na weekend a kociaki zniknęły.
Ja obstawiam że zaraz po wizycie u mnie pojechał kociaki uśpić gdzie indziej.
W międzyczasie pożyczyłam mu klatkę łapkę, to oddał ją po weekendzie zaledwie, "bo kotki do niej nie wchodzą".
Ok 2 tyg temu pan przywiózł kolejny miot do uśpienia - 4 kociaki ok 3-5 dni, 5-go zostawili kotce. Prosiłam żeby złapał kotkę i przywiózł razem z kociakiem, to się ją ciachnie i może dalej karmić tego zostawionego. Z bólem serca przywiezione 4 uśpiłam
Pan zadzwonił dzisiaj rano że łapią kotkę (byłam przekonana że tą z małym kociakiem), a potem zamiast kotki przywiózł mi te 2 koteczki. Dał 100zł "na fundację" i myśli że to załatwia sprawę.
Pan się upiera że kotki nie dają się złapać.
Dzisiaj wprosiłam się do nich na wizytę w przyszłym tygodniu i chcę próbować na miejscu łapać kotki.
Mam dość.
Ci ludzie są lekarzami, mają środki (tzn finansowe), i jakoś nie chcą - bo nie wierzę że nie potrafią - rozwiązać sterylkami sprawy kotek. Dlaczego znowu trzeba coś zrobić za kogoś?
