Od kilku dni wiedzieliśmy, że koteczka ma szanse na domek.
Z jednej strony radość- koteczka wreszcie będzie miała swoich dużych, kochający domek (wychodzący, bo z dużym, pięknym ogrodem na wsi). W końcu minie to zagrożenie ze strony samochodów, pod którymi kocica się chowała, a których tak bardzo się baliśmy.
Z drugiej strony- kotusia pokochała to miejsce, pielęgniarki z pewnej poradni. Wiem, że było to uczucie odwzajemniane. Wiem, że gdyby nie nietolerujący kotów słodki piesek, kocica miałaby kochający domek znacznie wcześniej...
To były bardzo przejmujące, podszyte smutkiem dni. Kotusia u stóp, zasypiająca... Kotusia na słońcu, zawzięcie wylizująca swoje aksamitne futerko, po raz sto pięćdziesiąty któryś, tego samego dnia. Kotka łasząca się u stóp rano. Czekająca na swoją porcję jedzonka, wody, a przede wszystkim pieszczot... Kotka, która tak bardzo ukochała człowieka. A i w tym miejscu znalazła swoich opiekunów- tak licznych i oddanych. Prześliczna, przekochana, słodka, o pięknych oczach i cudnym głosie.
Wiem, że teraz się boi i schowała się pod kanapą. Liczymy, że się przemoże i że wszystko będzie dobrze...
