Wydaje mi się, że cos takiego stało sie udziałem moich kocurków - Facecika i Kociewicza. Dzisiaj Kociewicz obudził się z krzykiem

Z tym, że nie był to krzyk tak jak u ludzi tylko warkniecie i fuknięcie

Jedzą jak szalone, włażą na moją mamę i na mnie, jak małe dzieci. No coś strasznego. Jak wychodzimy z domu to Facecik płacze.
To chyba po śmierci mojego ojca... To był ukochany pan Kociewicza, a i Facecik bardzo go kochał. Kociewicz przeciez przez cały ostatni miesiąc warował jak pies przy ojcu, wchodził mu do łóżka i nie pozwalał się wyrzucić.
Czy można jakoś wyleczyc kota z depresji? Czy to im samo minie? W końcu to dopiero dwa miesiące po smierci ojca.
Istnieją dwa sposoby ucieczki od prozy życia: muzyka i koty. (Albert Schweitzer)