Dla równowagi – coś bardzo miłego
Ten stary kot złapany na Urzędniczej… stary, chudy, wyleniały, bardzo łagodny.. nie dawał mi spokoju. Z lecznicy dzwonili, że blady, że może nie dać rady na wolności.. Ze chudy i wyleniały, i z zębami źle - sama widziałam. Do siebie nie mogę..
Więc zaczęłam dzwonić, Najpierw do tej pani, która kontynuuje łapankę – zawsze miała koty. Nie – ona nie może, ale popyta. Może spyta tych państwa, który bronili kotów, może oni? Kiedyś mieli psa.. Spytać może, ale oni na pewno nie wezmą.
W determinacji zbierałam się w sobie, by zadzwonić do nich i poprosić, kiedy oddzwoniła owa pani – proszę go przywieźć. Samochód, miasto, mrok, telefon i łzy to za dużo jak na mnie jedną.
Zabrałam go z lecznicy, w lecznicy kupiłam dla niego jakąś karmę, i pojechaliśmy - pani z synem czekała, kuweta i miseczki (pełne!) też. Przecież są nocne sklepy – powiedziała pani.
Został. Kciuki potrzebne, by się szybko zaaklimatyzował.
To on – duży kot, jak się odkarmi i uporządkuje futerko, będzie piękny. Morfologię i biochemię ma w normie.

Pod blokiem zatrzymała mnie jedna z kibicujących nam pań – dałam jej zdjęcia młodych kotów sterylizowanych jesienią, by spróbowała porównać, czy wszystkie są.
Kłapouszka oczywiście klatkę omija. Jeśli dobrowolne nie wejdzie, może uda się ją złapać na kolejne maluszki - mieszkańcy bloku będą obserwować, kiedy urodzi i szukać ich - podobno rodzi zawsze w tej samej piwnicy. Kilkudniowych dzieci chyba nie ominie?
I jeszcze jedna wiadomość dobra – p.Łucji ostatnio uciekł kot przy przekładaniu z łapki do kontenera, z facetem z Chrobrego dogadać się nie może, i ogólnie chodzi „na głodzie”, bo sterylkowego bakcyla mocno złapała. I wczoraj z p.Leną w końcu upolowały kocura – z p.Łucji wręcz blask radości bił. Kocur miał pojechać do talonowej lecznicy – bez ustalonego terminu, jeśli odmówią – do niezawodnie nas ratującego Seidla.