Wiedźma odbiera telefon:
Pani ma znalezionego malutkiego kociaka, nie ma co z nim zrobić, mały bardzo płacze...
Wiedźma dzwoni do mnie, jestem akurat w lecznicy, niańczę małą Grafi. Pytanie z błaganiem w oczach do CoolCaty czy przyjmie, bo my w sobotę switem wyjeżdżamy i nijak malca nie możemy zabrać. Ania się zgadza

Jadę pędem na Retkinię. Zabrałam.
Kociaka znalazł syn pani, która dzoniła. Wracał z Sieradza do Łodzi, zatrzymał się za potrzebą w lesie i znalazł karton z kociakiem. Karton na tyle duży żeby kocię przypadkiem z niego nie wyszło...
Kocię maleńkie, ślepka jeszcze niebieskie. Zapakowałm do klateczki wymoszczonej futerkiem - zaczęło szukać cyca

Dostarczyłam do lecznicy, okazało się dziewczynka, ok 4 tyg. jeść sama nie chciała, kociak domowy, nieprychający tylko dość brudny. Ogólnie w nienajgorszej kondycji, chyba niewiele czasu spędził w tym kartonie. Ania dostawiła malutką do kotki karmiącej, która wraz ze swoim maluchem (w podobnym wieku) trafiła wczoraj do lecznicy. Kocica nie odrzuciła małej od razu co podobno dobrze rokuje (nie znam się totalnie na dostawianiu kociąt do mamek). Czekam jak na szpilkach na wieści wieczorne czy mała zaczęła ssać.
Gdyby nie przypadkowe zatrzymanie człowieka w samochodzie to kocię umarłoby z głodu i upału. Mnie się to w głowie nie mieści jak "człowiek" może coś takiego zrobić, ale widać innym się mieści.
Może Duszek zrobiła małej jakieś zdjęcia, to pewnie wstawi.
Kocię jest śliczne - jest cała biała z czarnymi uszkami i czarnym ogonkiem.
Gdyby nie Ani zgoda na przywiezienie małej do lecznicy na prawdę nie miałybyśmy co z nią zrobić.
Aniu, jeszcze raz: ogromne dzieki.