juz po, siedzialam w poczekalni blisko 2 godziny

pomijajac ze trzech pacjentow mnie przepuscilo, pewnie siedzialabym tam do 10.
Maluch dostal dwa zastrzyki nie wiem co to bylo,nazwy nie zapamietalam a i z pisma nie rozszyfruje. Podobno bylo w tym zastrzyku cos rowniez na koci katar wiec pewnie cos wzmacniajacego. Ale sie wystraszylam jak kiciakowi caly grzbiet spuchl

szkoda mi go... jest taki malutki a tyle musi przechodzic.....
jutro znowu mamy przyjsc znowu bede musiala blagac tate o podwiezienie a nie bedzie to latwe bo biedak dwie godziny czekal na nas w samochodzie
Teraz kiciak zjadl ( i nie zrobil kupki pewnie po lekarstwach) i slodko spi na termoforku, mam nadzieje ze wszystko bedzie dobrze....bardzo bym chciala. Gdyby udalo mi sie odchowac tego kociaka bylby to moj najwiekszy sukces w kociej dziedzinie.
Pozdrawiam