Hej Kwinciu
W końcu zawitała do nas burza, nawet mocno się błyska i grzmi i nareszcie pojawił się długo oczekiwany i upragniony deszcz...

Ale na chwilkę, kończę pisać i po burzy ani słuchu...
Tak jutro idziemy do Pani, która jest Mistrzem Reiki. Jestem niesamowicie ciekawa tej wizyty i mam nadzieję, że Pani nam pomoże...
Jak patrzę na Zulka w ostatnich dniach, to mam wrażenie, jakby on w ogóle nigdy nie był chory i to tak poważnie. Jest pełen energii i sił do biegania i zabaw...
Z kolei dzisiaj mam inne zmartwienie...
Teraz wieczorem karmiłam Micusia i zauważyłam, że biedak ma poważny problem na główce.
Kilka dni temu zauważyłam u niego pozostałość na główce po kleszczu, prawdopodobnie coś mu przeszkadzało i drapnął łąpką, co skończyło się pęknięciem kleszcza. Wspólnie z Bratem wyciągnęliśmy resztki. Dzisiaj w pierwszej chwili myślałam, że to właśnie to miejsce po kleszczu, ale tamto jest wyżej, poza tym Micek ma sporą - 1 cm, rozcięta jakby nożem ranę na główce.
Z rany sączy się trochę ropa, a co gorsza rana bardzo brzydko pachnie, jakby gniła. Mimo tego Micuś cały czas jest w świetnej formie, apetyt mu dopisuje. Zdezynfekowałam ranę, ale jeśli jutro nic się nie zmieni, to po wizycie z Zulkiem, pojadę z Mickiem do weterynarza.
Myślę, że Micuś o coś ostrego się zahaczył i stąd to rozcięcie. Żadne kocie walki nie wchodzą w grę, ponieważ nie jest podrapany, ani ogółem pokieraszowany...
Zuluś ucałowany, buziak odwzajemniony
