


6 czerwca również i Eustachy znalazł swój domek stały


i Mieczysław pozostał sam...

24 lipca i Mieczysław zamieszkał w swoim domku stałym


Mam na imię Kida. Mam prawie 7 miesięcy. Kiedy się urodziłam byłam rozkoszną kuleczką. Moje rodzeństwo pojechało do innych domów – mnie jakoś nikt nie chciał – byłam zawsze taka malutka i drobna. Potem zaczęłam chorować. Bolał mnie brzuszek, zlepiały mi się oczki. Moi Państwo nie mieli cierpliwości, żeby mnie leczyć. Mama prosiła, żebym była grzeczna, żebym się nie bawiła, żebym ich nie denerwowała. Pani mówiła czasami – „z tym kociakiem same problemy, trzeba się go jakoś pozbyć” A ja naprawdę byłam grzeczna – nie psociłam, słodko mruczałam, zawsze korzystałam z kuwetki.
Pewnego dnia Pan był w wyjątkowo złym humorze – starałam się zaszyć w jakimś kąciku i przeczekać. Niestety i tak mnie zauważył. Złapał za kark, zamknął w pudełku i wyniósł. Byłam przerażona - nigdy nie nocowałam na podwórku - było takie obce i straszne. I było okropnie zimno. Rozpaczliwie wołałam mamę. Potem zaszyłam się w kąciku i nie śmiałam odezwać. Dni mijały, traciłam siły i było mi tak strasznie smutno. Właściwie cały czas spałam żeby nie słyszeć burczenia w brzuszku.
W końcu ktoś otworzył pudełko. Wtedy nie miałam już siły nawet podnieść łebka. Pani powiedziała – „trzeba ją uśpić, nic już niej nie będzie” Chciałam protestować, ale nawet na to nie miałam siły. W lecznicy ktoś czule pogłaskał mnie po futerku – „naprawdę chce Pani ją uśpić?” Pani powiedziała, że nie ma ochoty zajmować się mną, nie mogła mnie jednak zostawić na ulicy. Pani doktor pomyślała, poszperała w komputerze, zaczęła gdzieś dzwonić.
Tak trafiłam do mojej rodziny zastępczej. Mam kolegę – dużego przystojnego kota. Nauczył mnie wielu fajnych rzeczy. I dwoje dużych, którzy są dla mnie bardzo dobrzy, ale też bardzo się o mnie martwią. Wiem, że bardzo mnie lubią, ale nie mogę u nich zastać na zawsze. Dlatego ja też bardzo się martwię - bo często boli mnie brzuszek. Bo nie mam oczka. Trzeba było je usunąć. Tak strasznie płakałam, kiedy się o tym dowiedziałam. Martwię się, że nikt nie mnie nie zechce – tyle jest ślicznych malutkich zdrowych kociaczków. Kto by chciał mnie – jednooką kicię która nie ma w życiu szczęścia?
Kida jest w naszym DT już prawie pół roku... trafiła do nas w fatalnym stanie: wychudzona, brudna niemiłosiernie (o dziwo bez pcheł), zafluczona, z zapluśniętym oczkiem...ale jak znalazła się na rękach mojego miłego męża od razu włączył jej się megagiga traktor

po długiej diagnostyce i leczeniu, w końcu udało nam sie opanować jej ciągłe biegunki. nie wygląda na koteczkę 7 - mio lub też i więcej miesięczną, i nigdy nie będzie wyglądała. to skutek uboczny braku wchłaniania pokarmów. oczko trzeba było usunąć z dwóch względów: miała uraz (prawdopodobnie mechaniczny) w nim, i zaczęło już czerwienieć oraz puchnąć.
ale jest przeurocza, przekochana i włącza jej sie najgłośniejszy traktorek ze wszystkich naszych tymczasów, w trochę ich się "przewinęło" przez nasz DT

Przed operacją:



Po operacji:


Obecnie:


