KITŁAŚ - KOT, OD KTÓREGO WSZYSTKO SIĘ ZACZĘŁO.
To była Wigilia 2001 roku. Mroźna zima z dużą ilością śniegu. Wracałam do domu z ostatnimi zakupami. Sąsiad przytrzymał mi drzwi, ale okazalo się, że nie z uprzejmości, tylko wyganiał z bloku kota. Kot się zawinął i poleciał za mną. Weszłam do mieszkania i mówię mężowi, że przylecial za mną taki dzikusek i bym go chociaż nakarmiła. Mężulo stwierdził, że ok, ale z mięsa to mamy tylko szynkę. Na szynkę kot powiedział, że ok i pożarł całą. Na moje uprzejme stwierdzenie, że jest dziki, więc pewnie będzie chciał wyjść, kot stwierdził, że dziki może i jest, ale wychodzić nie zamierza.
No więc ja wyszłam. Kupiłam kuwetę, żwirek i koszyk do spania. Musieliśmy już jechać na święta, więc zostawiliśmy kota w przedpokoju, zastanawiając się, czy w panice nie rozwali calego mieszkania.
Nie rozwalił.
Spał, kiedy wróciliśmy i udal się z nami prosto do kuchni po resztę szynki. Reszty szynki nie było, więc kot musial się zadowolić schabem przygotowanym do pieczenia. Zadowolił się całkiem nieźle i poszedł spać na fotel, gdzie sypia do dziś.
Po świętach odbył jedną z trzech wizyt u weterynarza, jakie zaliczył w swoim życiu. Doktor stwierdził, że chłopczyk, półroczny, czysty i pewnie domowy.
Daliśmy ogłoszenia, przepytaliśmy sąsiadów, nikt się nie przyznał, więc kot dostał imię. Kitłaś. Od kitłaszenia się na fotelu przed snem. Dwa obroty w lewo, uklepanie, obrót w prawo, uklepanie, ponownie obrót w prawo i poprawienie kocyka pazurkiem. I tak z 10 minut.
Kitłaś rósł, nauczył się spać w nocy, bawić w chowanego, otwierać okno na balkon, informować kiedy chce jeść i czego nie chce jeść, zmienił pleć i zrobił się leniwy. I nadal rósł. I rósł. Przestał rosnąć kiedy osiągnął wielkość maincoona. I 8 kilo wagi. I robil się coraz bardziej leniwy.
Kochana cioteczka postanowiła uaktywnić kota i przytargała mu malutką koleżankę. Po trzech latach królowania na salonach Kitłaś musial się podzielić miską. Zniósł to ze stoickim spokojem. I wcale nie zaczął się więcej ruszać, olał panienkę totalnie. Po miesiącu okazało się, że panienka jest w ciąży, a nie roztyła się na domowym wikcie. Cioteczka nie jest zwolenniczką aborcji wysokiej ciąży, więc Kitłaś zostal wujkiem. Bardzo dokładnie obejrzał poród, potem obejrzał maluchy, stwierdził, że to nic ciekawego i totalnie olał nowe towarzystwo. Z czasem zajął się tylko wychowywaniem Ślepcia, bo skoro kurdupel miał zostać, to trzeba go było nauczyć manier, na przykład spania w nocy.
I tak sobie z Kitłasiem żyjemy prawie 10 lat. Kitłaś uczy nowe towarzystwo zasad dobrego wychowania i wykorzystuje co poniektórych w formie poduszki.

Nikt mu nie wchodzi w drogę, Kitłaś rządzi wzrokiem nie pazurem. Jest niesłychanie spokojnym kotem, który rozmawia tylko z ludźmi, panicznie boi się wychodzenia na dwór (cioteczka miała na początku genialny pomysł polepszenia kotu warunków bytowych wyprowadzaniem go na spacer), uwielbia spać, jeść i wygrzewać się na słońcu. I jakimś cudem wogóle nie tyje.
