Klawiatura działa, tylko czasu dość niewiele. Jak już siadam do kompa, to tuzin spraw jest do załatwienia

A Księżniczka Pepi właśnie śpi mi na kolanach

Słodka z niej dziewczynka. Ufi, też przecież odkarmiona na strzykawce, jest niezależna i nie przepada za ludzkimi rękoma. Owszem, przychodzi na kolana, ale wtedy, gdy ona chce, a poza tym to wieki wrzask i obrażanie. A Pepi się przytula i garnie do człowieka. Najchętniej na człowieku śpi, bawi też się chętnie, dużo mruczy... Duża już z niej kicia

Ostatnio dostała szlaban na łazienkowe okno - odkrylismy, że panienka jest w stanie wskoczyć już na obramowanie wanny, co oznacza, że ma przejście na parapet. A że tam siatka ma za duże oczka, to kicię od łazienki trzeba trzymać z daleka.
Taki sam problem mamy z balkonami. Pepita już mnie raz prawie o zawał przyprawiła - wyszła za mną na balkon, jak poszłam podlewać kwiaty i co? Oglądam się, a panienka już przez siatkę przełazi. Koniec, szlaban, nul

W ostatniej chwili zdołałam rękę przepchnąć przez oczko i ją ściągnąć, bo już się łapki z balustrady zsuwały. Teraz mam oczy dookoła głowy, bo pannica śmiga jak błyskawica.
Szukam siatki z gęstszymi oczkami, ale się boję, że będzie po niej wspinaczkę ćwiczyć...
Jemy też sporo - gotowanego kurczaczka, surową wołowinkę, paszteciki BabycatRC, suche Kitten RC, a od czasu do czasu podjada coś z misek dorosłych.
Inne koty mają do niej morze cierpliwości. Żadnych posykiwań, awantur, odganiania... Bawi się z nimi i nimi

, bo każda okazja dobra, by na czyjś ogon zapolować, nawet Huana. Wyjątkiem jest Mecenas - czasem zdarza mu się sprzedać Pepi klapsa za namolność, ale i ten stary maruda potrafi podejść do niej i wylizać po łepku.
A, z innych numerów, jakie wycinała, to wdrapuje się coraz wyżej - tapczany, krzesła, stoły... Zaliczyłyśmy już wizytę u weta, gdy po powrocie z pracy zastałam kulejącego koteczka. Na szczęście okazało się, że łapka była tylko stłuczona, bez poważniejszych urazów i po dwu dniach znów miałam szalejącego kociaka

O, i jeszcze mi do szafki z komputerem wlazła. Strachu się najadłam, bo to kabelków pełno, a i sprzęt wymaga pewnej delikatności w traktowaniu.
Z innych futer to Ufi właśnie zaczęła swą pierwszą w życiu rujkę. Panna ma już dziesięć miesięcy, spora jest. Chwilami trudno ją odróżnić od Tośki.
W ogóle to ostatnio mam passę na czarne koty.
Z szóstki maluchów w zeszłym roku została mi czarna Ufi. Lulek przyniesiony z działek - czarny. Niunia - też z działek - czarna. Pepi - czarna. Bubi - z działek, dla której muszę poszukać domu, bo się chyba obiecany wycofuje - czarna. A ze starszych jest jeszcze czarna Milusińska i Tośka, która teoretycznie jest szylkretką, ale to taka ruda, co sobie niedokładnie czarną farbę nałożyła i ma tylko gdzieniegdzie ryże pasemka. Na pierwszy rzut oka jest czarna.
A pozostałej ferajnie zdrowie dopisuje. Nie na długo pewnie, bo muszę mamę zmobilizować, by poszła z Bubi na przeglądowe badania, ale na razie żadnego alarmu nie ma. Było trochę perypetii z gruczołami przyodbytowymi u Tośki. Potem podobną historię, tylko nieco łagodniejszą miał Huan. Trzeba było mu je wyczyścić i problem się sprowadzał do zastania u weta odpowiedniej ilości mężczyzn, bo pierwsza próba udowodniła, że to będzie bardziej próba sił niż zwykły zabieg. Ten pies ma obsesję na punkcie nietykalności swojego podogonia i okolic. Teraz dąsa się na mnie nawet przy próbie czesania. Za to ładnie pilnuje na spacerach. Do tej pory chodziliśmy sobie co drugi dzień za ZOO, na wały nad Odrą, ale jak się ociepliło, to teren nam przepadł. To znaczy przepadł w weekendy, bo wtedy to tam płynie druga rzeka spacerujących ludzi, a od grilli to sino w powietrzu. No i razu pewnego jakaś damulka uległa pięknym oczom Huana. Poczęstowała go, na szczęście suchym chlebem, ale i tak przepadło - psies do końca spaceru żadnemu grillowisku nie przepuścił. Jakoś obeszło się bez rewolucji pokarmowej, ale drugi raz możemy nie mieć tyle szczęścia, więc trasa nadodrzańska została zarezerwowana na dni powszednie.
Uff... rozpisałam się

A najważniejszej rzeczy nie napisałam:
Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję, MarioD za pomoc. Gdyby nie twoja rada o glukozie, nie byłoby Pepi