

Traci dom poniekąd na własne życzenie


Melon dostał dom od Kasi !!!
Zimą bywał w mojej piwnicy. Jadał, sypiał, bo rano widziałam jak nawiewa gdy wchodzę /zakładam,że to nic osobistego

Sprawa wygląda tak:
Dom stary, piwnica mokra, zimna, uchylone okienko rozsierdziło ....'panią' sąsiadkę, która miała różne argumenty, m.in. że się bardziej wychłodzi - tu miała rację, kocie życie było dla mnie wazniejsze i moze dlatego żadna rura nie pękła



A, w międzyczasie 'pani' doprowadziła do założenia krat w okienkach, zamocowanych na stałe. Zabroniłam w swoim, tak sie postawiłam, że nie założyli. Jednak w rozmowie z panią z administracji, która potwierdziła mnie i '...pani',że piwnica należy do mnie i w kulturalnej rozmowie /tylko z administracją/ poinformowała mnie, że kraty to oni jednak założą, głównie... przeciw kotom. Bo pchły. Itd. Nic nie mogę - mieszkanie kwaterunek. Czyli następna zima - przechlapane.
Wynosze wieczorem jedzenie, stawiam między kontenerem na śmieci, a wyrzuconymi meblami.. czasem zjedzone, czasem nie... meble poprzestawiane rano, pijacy, bezdomni... no,normalnie - taka rzeczywistość, moze kot sie płoszy. Problem w tym, że miejsce gdzie mogę zostawiać jest po stronie /z drugiej strony chodza pieski/ gdzie okna ma 'pani' i ciągle się boję, że po prostu wyjdzie i wywali.
Po co ja to wszystko piszę? Dla zobrazowania, że lekko nie ma /wiem, wiem, inni też mają źle/ - ale... wczoraj rano, jak łaziłam z psem, przyszedł kot i się patrzył. Pogalopowałam do domu, zostawiłam sukę, wzięłam żarcie swojemu kotu i poleciałam z powrotem. Czekał, zjadł, poleciałam znowu, wzięłam sukę i żarcie, ... jedząc dał sie dotknąć i posmyrac po łbie, mimo psa. Pies ma w nosie, przyzwyczajony, głuchy i ślepy więc sie nawet nie zainteresował. Ale mnie zastanawia. Kot jest chudy. Widuję go /ciągle zakładam, że to kocur/ przez jakieś swoje okno, często jak się przymierza do przechodzenia przez ulice. Ruchlliwą jak cholera. Daje radę jak na razie. Nie mam pojęcia gdzie bywa; po drugiej stronie jest giełda, myjnia i takie tam, ale chadza w drugą stronę, między domki... nas ma po drodze jakby. Chodzi o to, że nie umiem namierzyć, gdzie pomieszkuje, czy w ogóle gdzieś, czy dałoby sie go złapać np. do kastracji,odrobaczenia itd...bo jest nieprzewidywalny. Do domu nie mogę - chory kot, chory pies, nie ma osobnego pomieszczenia ... Dziś rano o normalnej porze wyszłam biorąc jedzenie, potem parę razy sprawdzałam, zniknęło wczesnym popołudniem...bez sensu.. przy tej temperaturze..,a wiem, ze nie pies któryś z domu, bo miseczka lekka, jakby liznął to by przesunął..
Po to to wszystko, żebyście miały jasność - jakbyście miały pomysł. Ja wiem, że koty sobie żyją w tzw ekosystemie miasta /co usiłowałam pani z adm. wytłumaczyć, ale patrzyła martwo/, ale on wygląda ... chudo głównie.
Odpuścić i tylko karmić? Nie stać mnie na marnowanie jedzenia, dzielę to mojej kotki. Co będzie zimą?
