Kocham moje koty
Wczoraj miały stresa, ale mimo to jadły. Kuwetkowały (znowu o koopie

) dopiero w nocy.
Rano wszystkie trzy w szeregu na łóżku domagały się karmienia. Dora, o którą bałam się najbardziej, dała się wygłaskać, a nawet wywaliła brzuszek do pieszczot.
Cud! I trochę premedytacji: kuwetę przewiozłam ze starym żwirkiem, nie zmieniłam pościeli ani nie wyprałam kocich kocyków.
Leon mnie doprowadził do skraju histerii, jeszcze chwila i bym przestała władać nad sobą
ZGINĄŁ
Szukaliśmy go wszędzie, nawet po nowej klatce schodowej. Nie reagował na wołanie a nawet na szuranie karmą
W obłędzie jest taki moment zwany iskrą i pomyślałam, że należy odsunąć po kolei wszystkie meble (są jeszcze w niezmontowanych segmentach). Jakże słusznie pomyślałam!
I się było okazało, że panowie przeprowadzkowi przystawili Leosisława szafą, gdy ten wszedł do wnętrza uprzednio postawionej szafy
Teraz koty ganiają za zabawką po podłodze, a mnie po wczorajszym boli cały człowiek...
Mimo podpisywania pudeł i tak nie mogę niczego znaleźć, bo kartony stoją w wieloelementowych słupkach jedne przy drugich i trzeba najpierw brać te z wierzchu.
Wieczorem pan z Astra (gdy już padałam na pisk, a nawet miałam podejrzenie, że nie mam nawet piska) przyszedł montować tv i internet. Dlatego JUŻ mogę do Was pisać

Zatem heloł z nowego domu

Nigdzie się stąd więcej nie przeprowadzam, bowiem po pierwsze primo właśnie kwitnie akacja i koty pokochały balkon, po wszystkie kolejne prima mam już dość przeprowadzek i zniosę nawet sąsiada, który mi zabrania uprawy ryżu

EDIT:
W szczycie przeprowadzki zadzwoniła Mama, żeby mi powiedzieć, że Walery jest przecudownym kotem, ma mądre spojrzenie i ogromna potrzebę miłości :]