Pomyliłam dziś koty...
Wśród wielu codziennych rytuałów jest poranny posiłek. Wstajemy wszyscy na trzy cztery, poczym spora delegacja odprowadza mnie do łazienki, żeby nic mi już potem nie przeszkadzało szczodrze nakładać do misek. Następnie jest chwila rozdawania leków potrzebującym, na którą część ekipy skutecznie się dematerializuje. Jednak na dźwięk rozstawianych misek nie wytrzymują nerwowo, z czego skwapliwie i złośliwie korzystam.
Od jakiegoś czasu, tuptuptup, przydreptuje do kuchni Kaśka i przycupuje sobie pod lodówką (jak już obdzielę wszystkich, nastaje moment tylko dla nas...).
Rozdawanie misek odbywa się w bardzo ściśle przestrzeganej kolejności. Najpierw Soser (pies) – ufff, mam go na chwilę z głowy, potem wołam:
czarne koty! – dwa czarne ciałka wyciągają szyje z parapetu;
rude koty! – Kardamon i Wiewióra podskakują na kociej szafce;
bure koty! – Kocida i Bodzio zadzierają łepetynki z podłogi pod kocią szafką.
Soser wyjdź z kuchni!
Białe koty! Chajka na kociej szafce i Kastor na podłodze pod zlewem.
Soser WYJDŹ z kuchni!
Szare koty! Maniek kręci niecierpliwe kółka przy mikrofalówce...
SOSER WYJDŹ z kuchni!
Zezolek! – Klara przestępuje z łapki na łapkę przy kuchence
SOSER WYJDŹ Z KUCHNI!
Potem biegnę do pokoju podać do stołu królewnie Kini.
SOSER WYJDŹ Z KUCHNI!!! –
no przecież „wyszłem” już parę razy, o co ci znowu chodzi...?W tak zwanym „międzyczasie” pilnuję, żeby osoby „przebywające” na leczniczych dietach trzymały się ich, co nie jest takie oczywiste, bo każdy uważa, że należy mu się zupełnie inna dieta, niż ma.
SOSER WYJDŹ Z KUCHNI!!!Kiedy wszystko jest już z grubsza ogarnięte, siadam na podłodze przy Kasi i rozpoczynają się błogie chwile, przeznaczone tylko dla nas.
Soser leży na podłodze w przedpokoju, łeb i przednie łapy zajmują pół kuchni.
Dziś na hasło:
Zezolek! Bure ciałko radośnie przedreptało z łapki na łapkę. Postawiłam michę i pobiegłam podać Kini. Kątem oka dostrzegłam, że kłębuszek pod kuchnią wierci się niespokojnie... Przyjrzałam się uważniej. Zezolek z wielkim niepokojem w rozbieganych oczkach patrzał przerażony, jak Kaśka znika JEJ śniadanie!
Na szczęście zawsze zostawiam trochę na ewentualne dokładki, więc biedactwo szybko zostało pocieszone.
Kaśka zezolkową porcję poprawiła gerberkiem...