Arko, bylaś w Wojtyszkach?
Femka była.
Jej obserwacje na pewno są powierzchowne, powiedzmy, że "niefachowe" - ale dokonane bezpośrednio tam, na miejscu. Pojechała, bo zostala zaproszona - i pewnie była ciekawa tych Wojtyszek, do których nikt nie ma wstępu.
Może spróbuj też pojechać - wiem, że masz mało czasu, ale może? Z tego, co pisze Femka, wpuszczą tam każdego.
Może od czasu raportu Argos warunki się tam poprawiły? Raport z 2008 roku
http://www.boz.org.pl/sch/iw_08/lz_08_wojtyszki.pdf Nie znalazłam w nim informacji o znęcaniu się nad psami, są tam tylko liczby, z których wynika, że nieznany jest los 522 psów (przy 1700 na stanie), nie ma też podanej liczby zwierząt zbieglych, adoptowanych, może oddanych właścicielom - być może część z tych 522 mieści się w ww kategoriach. Ale pewnie część to przypadki, które zostaly ukryte. Albo bałagan w papierach.
Wojtyszki nie są wyjątkiem - pozostale schroniska woj. łóodzkiego nie bilansują się o 562szt w 2007 - przy stanie w schroniskach rzędu 700 zwierząt, i o 261 w 2008 - przy stanie ca 650.
Wniosek - w Wojtyszkach niejasna jest sytuacja 32% ziwerzaków, w pozostalych schroniskach - 40-80%
I żeby nie było wątpliwości - nie bronię Kosodrzewiny ani Wojtyszek. Ale nic o nich nie wiem, oprócz złych informacji z dogo - gdzie nie znalazłam relacji naocznych świadków - i relacji nacznego świadka, czyli Femki.
Powyższe liczby z raportu Argos - tylko zinterpretowałam.
Też uważam, ze schronisko zlokalizowane w takim miejscu, gdzie trudno dotrzeć - nie dlatego, że nie wpuszczają, ale dlatego, że na odludziu i daleko - nie powinnno istnieć, bo trudno się dziwić ludziom, że nie jeżdżą taki kawał w celu adopcji zwierząt.
Tylko gdzie budować schroniska? W centrum miast? W Łodzi od kilku lat nie ma lokalizacji, nikt nie chce się zgodzić na to, by znalazło się w jego okolicy.
Jakie jest realne rozwiązanie nie tylko dla Wojtyszek, ale w ogóle dla schronisk? Ogólnie jak rozwiązać problemu nadmiaru zwierząt? Wyadoptować - łatwo powiedzieć, w łódzkim schronie jest np silny i sprawny (moim zdaniem) koci wolontariat, a kotów ciągle jest mnóstwo.
Uśpić te tysiące psów i kotów w schroniskach, azylach itp i zacząć od zera? Może. Nie wiem czy ktoś by się odważył podjać taką decyzję i ją zrealizować. I czy w ogóle byłoby to realne.
Nie twierdzę, że zwierzaki w Wojtyszkach są szczęśliwe. Szczęśiwsze byłyby we własnych dobrych domach.
Ale wg naocznego świadka - Femki - nie jest to najgorsze schronisko, zwierzaki np nie głodują, jak niegdyś w Boguszycach, pewnie się nie rozmnażają, chyba nie są masowo mordowane, jak w Krzyczkach.
Nie pojadę tam sprawdzać relacji Femki.
Ale chętnie przeczytam podobną relację osoby, która zna się na zwierzętach i krytycznym okiem obejrzy Wojtyszki.
Argumenty przeciwko Wojtyszkom w postaci aluzji do koloru włosów czy szukania wrażeń - nie przemawiają do mnie - mało rzeczowe.