Mam 7 letnią kotkę Fredzię i zaadoptowaną niedawno ze schroniska Zochę - śliczną trikolorkę. Fredzia zawsze była indywidualistką i nigdy nie lubiła bratać się z innymi kotami. Jej potrzeby emocjonalno-mizialsko-pieszczotliwe w całości zaspakaja mój starszy syn, z którym Fredka robi absolutnie wszystko. Młodszemu synowi też czasami łaskawie kładzie się na poduszkę, a że waży niemało ( Fredka, nie syn:-), to młodzież dorastająca spędza noc przyklejona do ściany. Zośka natomiast, bo błyskawicznym zaaklimatyzowaniu się w naszym domu (niecały tydzień) podjęła próby nawiązania kontaktu z Fredką. Niestety, ta ostatnia nie ma na to najmniejszej ochoty. Zdarza jej się czasami fuknąć na Zośkę. Mam dom z ogrodem, atrakcji jest mnóstwo, jednak pomyślałam, że może zaadoptuję jeszcze jedną kicię, która lepiej "dogadałaby się" z Zośką. W przytulisku, z którego wzięłam Zosię, wypatrzyłam cudnego mruczusia, kicura, który jest tak bardzo spragniony pieszczot, ze dosłownie wskakuje ludziom w ramiona i tuli się jak niemowlę.

I oczywiście, jak większość przytuliskowych kotów ma za sobą paskudne przejścia. Nie mogę przestać o nim myśleć. Wielkim plusem jest również fakt, że zna Zośkę - mieszkali razem w jednej kociarni. Zastanawiam się jednak, czy w domu nie dojdzie do wojny z dziewczynami. Kicur wygląda na milaska, ale może będzie próbował walczyć z Fredką o terytorium? Co o tym myślicie? Poradźcie, czy to dobry pomysł. Bardzo mi na tym chłopaku zależy, bo jest przecudny i raczej ma małe szanse na adopcję, ale nie chciałabym aby spotkały go "łapoczyny" w wydaniu Fredki. Dodam tylko, że kocurek jest wykastrowany, a dziewczyny wysterylizowane.