Niedzielnie popołudnie na cmentarzu. Targam trzy klatki, p.Maria nie wie, gdzie ustawić, nie wie, gdzie zwykle karmi koty, biega zaaferowana i zdenerwowana. Zapomniałam wziąć puszki na przynętę, muszę ją prosić o trochę karmy, ona twiedzi, że ma mało… W końcu udaje się w głębi cmentarza zastawić jedną łapkę, drugą umieszczam tam, gdzie złapały się kociaki, blisko wejścia do cmentarza - tam i Miodalik, i ja widziałyśmy koty.
Kursuję między dwiema klatkami na dwóch końcach cmentarza, tą przy kociakach ciągle ktoś-coś zamyka, p.Maria biega, woła, reklamówki z jedzeniem gdzieś schowała – coraz mniejszą mam nadzieję, że naprawdę chce te koty złapać…. W końcu wybucha płaczem – boi się, że te koty umrą, bo takie panie z cmentarza mówiły, że w fundacjach technicy sterylizują…..
Załamka. Tłumaczę, jak mogę, że w lecznicach, do który te koty wozimy, nie ma techników, że to małe lecznice, w każdej po dwóch lekarzy, a w całodobowej na dyżurze jest dwóch lekarzy i tylko jeden technik zawalony robotą – rtg, badanie krwi, opieka nad szpitalikem, telefony. Jakoś się uspakaja, ale z łapanki nici – za dużo emocji, już nie mam siły i cierpliwości..

Szczególne że p.Maria, mimo moich ostrzeżeń - widziałam go przy klatce, machałam, by nie podchodziła – przepłoszyła ciemnego burasa.. Nie wiem celowo, czy przypadkiem, ona jest strasznie zakołowana i rozkojarzona. I rozgadana, usta jej się nie zamykają

.
Odniosłam trzecią nieużywaną klatkę do samochodu.
Wróciłam w głąb cmentarza – p.Marii nie było, w klatce siedział wielki bezogoniasty krówek – Kusy. Średnio dziki. Zabrałam. Klatka przy kociakach pusta. Zabrałam. P.Maria swoim zwyczajem została na cmentarzu.
Na pewno jest tam jeszcze coś czarno-biale, ciemny buras i coś, co Maria nazywa Rudzikiem, ale nie udało mi się z nią ustalić, czy rude, czy jasno-bure

,
Zbieram siły na kolejny weekend – nie wiem, czy dam radę. P.Maria już wczoraj z trudem się zgodziła na wspólny wyjazd, bo strasznie jest tymi łapankami zmęczona.
Ja też.
A bura koteczka z dzialki przyjaciól - oswojna i mocno chora, wypuścić jej nie można w takim stanie...