Wczorajsze popołudnie to wielkie emocje. Jako, że oswajanie idzie dobrze to zafundowałam panienką podwyższenie adrenalinki

. Zapakowałam kocice do transporterów i jazda do weta na przegląd podwozia, nadwozia i silniczków

. Nala jak tylko zorientowała się o co chodzi to mi nagadała nie przebierając w słowach

, Kiara mała gapa nie wiedziała gdzie jedzie

. Po jakimś czasie duża jej chyba powiedziała, bo zaczęła wzywać pomocy

. Pan doktor obejrzał, zbadał, koty ogólnie zdrowe. Nala okaz zdrowia

, Kiara niestety świerzbowiec w uszkach

, ale na szczęście nie taki ciężki przypadek. Mała darła się strasznie i oczywiście machała łapeczkami trafiając w moje ręce, rany mam (to chyba przestroga na przyszłość żebym takich głupich pomysłów nie miała). Teraz mam dwie awanturnice

. Pora na badanie Nali. Kota oczywiście wyjść nie chciała, ale w końcu się udało. Na stół, ja cała w strachu jak to przeżyje, a tu szok, warknęła prychnęła i koniec

. Pan doktor spojrzał na mnie jak na wariatkę, no przecież powiedziałam, że to jeszcze większa złośnica, a tu proszę

. Nawet mierzenie temperatury zostało tylko raz ofukane

. Chyba panienka wstydziła się za zachowanie małej i chciała poprawić wizerunek rodziny

. Po powrocie do domku obie królewny umyły się i poszły spać, ale przedtem popatrzyły na mnie z miną: „żeby to było ostatni raz, tez masz pomysły, tak koty gnębić”

. Nie powiedziałam im, ale za tydzień szczepienia

.