W dn. 29 kwietnia około południa w rejonie ul. Bujaka 6A zaginął 10 miesięczny czarno-biały kocurek, jest wykastrowany, miał na sobie czerwoną obróżkę. Jest bardzo ufny i "miziasty", nie boi się ludzi i psów, jest"gadający"-zawsze odpowiada gdy się do niego mówi. Na imię ma Franek. Dzieci na osiedlu widziały go w sobotę, podobno jeden chłopczyk wziął go do domu, nalał mu mleka i wypuścił spowrotem. Chodzę i wołam kilkanaście razy dziennie, również w nocy, rozwiesiłam ogłoszenia na osiedlu, na okolicznej budowie, w sklepach, dziś udam się do lecznic, zaglądałam do kontenerów, wołałam przez okienka piwniczne; szukają go dzieci z osiedla i panie, które sprzątają klatki. Wrzuciłam informację na stronę schroniska, na gumtree, zguber.pl. Obawiam się, że ktoś mógł go zgarnąć przy okazji wizyty w Sanktuarium w Łagiewnikach, gdy w niedzielę były uroczystości beatyfikacyjne. Było dużo przyjezdnych aut na okolicznych parkingach. Z racji tego że mieszkanie to tzw niski parter zamówiłam już siatkę na balkon. Kot był ze mną od listopada 2010, wcześniej przebywał na wsi i tam chodził luzem. U mnie wychodził w szelkach stosunkowo od niedawna. Jestem wściekła na siebie, na swoją głupotę. Kot przepadł jak kamień w wodę.

