Zaraz uzupełnię prawdę

wczoraj też padłam i obudziłam się 10 minut temu.
O Belli i Carlicie nie zapomniałam, ale wet na moje pytanie o to, czy Ciumcia jest chora na coś co może być zakaźne dla innych kotow powiedział mi, ze każdy kot tak ma, więc wolałam nie wchodzić już do Carlita i Belli żeby im czegoś nie zanieść, a nie miałam ciuchów na zmianę.

wet powiedział, że lepiej umyć transporterek Sznycla więc umyłam. A chorego na nerki Carlitka zostawiłam bezpiecznego.
Ciumcia wygląda przerażająco - zrobiło mi się słabo na widok biedulki, jej pyszczka trójkolorowego, cieknącej krwi i chudości. Siedzi biedniutka w tej klatce i ogromnie jej się tam nie podoba. Wet powiedział, ze żeby było pięknie musi być koszmarnie, zapewnił mnie, ze wszystko jest zgodnie z planem i nie dzieje się nic złego, ale widok jest bardzo, bardzo poruszający. Ciumcia u weta była niezwykle spokojna i oczyszczenie sączka oraz podanie leku i umycie pysia zajęlo max 5 minut, co nawet zdziwiło weta. Potem - zgodnie z sugestią smarti - na stlke w gabinecie dałam jej mięsko. Oczywiście nawet nie schyliła łebka w kołnierzu, a po zdjęciu kołnierza jak najbardziej - wpałaszowała całą porcję i jeszcze się rozglądała za kolejnymi kawałeczkami. Promyś w tym czasie siedział w transporterku na krześle i, niestety, zorientował się, ze oprócz zabiegów coś tam jeszcze całkiem miłego się dzieje i .... gdyby wzrok mógł zabijać pewnie bym leżała trupem

nawet asystentka weta zwróciła na to uwagę - fakt faktem Promyś był na głodnego, gdyż jedzonko miał dostać po wecie, a nie przed.
Zresztą wszystkie kociambry dostały po, bo późno dotarłam a i jeszcze kolejka była. Promyk , jak na księcia przystało, wyszedł z transporterka z ogonem dumnie podniesionym do gory okazując swoim poddanym zadowolenie - dał się łaskawie pogłaskać, pozwolił zajrzeć do pysia - wg weta ma silny stan zapalny dziąsełek przy górnych zabkach - nawet widziałam - i po antybiotyku ma być na kontroli mniej więcej za tydzień, i jeśli będzie ok to za 3 tygodnie szczepienie.
Po powrocie do domu zaczęłam maraton żywieniowy. Chciałam - naiwnie - porobić zdjęcia kotom, ale cóż.... kociambry nu smarti nie są zainteresowane pozowaniem tylko głaskaniem.

Promyś świerkolił niesamowicie i pchał się na ręce i do przytulania. ten kot musi jak najszybciej znaleźć dom, ludzi ktorzy będą z nim na co dzień - szkoda takiego przytulaka, naprawdę. I tyle wdzięćzności i wdzięku co on ma w sobie - to naprawdę jest rozbrajające..

Był taki głodny że właził mi pod ręce i nie mogłam nałożyć jedzonka do miseczki.
Blusia - kolejny mega miziak. Jaka ona jest cudna!! Super futro, kontaktowa, też spragniona głaskania tak samo jak jedzonka. Chyba ma jeszcze rujkę, bo będąc u Fionki i Trusi usłyszałam super arię na jeden koci głos

Krótka partia była.
Fionka i Trusia - bardzo, bardzo przestraszone. Trusię wyciągnęłam z transporterka na zapach jedzenia - była bardzo głodna a mimo to kilka minut się zmagała ze swoim wewnętrznym strachem przed podejściem do miski przy której siedziałam. I tak nie podeszła, musiałam wstać i stanąć krok obok. Biedulka, ale do oswojenia.
Fionka zaliczyła 15 minut głaskania po łebku, po grzbiecie, drapania za uszkiem - wydawała dziwny dźwięk, nie było to mruczenie, tylko bardziej mi się kojarzy z takim pojękiwaniem ze strachu. Dzielnie zniosła moją namolność i gdy skończyłam ją głaskać odetchnęła z ulgą i wyszła z transporterka.

Mam wrażenie, ze była bardziej przestraszona niż gdy ja ostatnio widziałam.
A potem poszłam do Coffie - też w celu oswajania. Uciekała przede mną wodząc oczami za moją ręką - czyli obserwowała to, ze strony czego spodziewała się jakiegoś zagrożenia. Wymyśliłam sobie, ze pobawię się z nią jakąś trawką, albo gałązką z listkiem i w tym celu poszłam do ogrodu w poszukiwaniu tegoś. Oczywiście w tak zadbanym ogrodzie i świeżo skoszonej trawie trochę się musiałam naszukać i obeszłam przy okazji ogród. Trawkę znalazłam, a pan koszący trawę podszedł do mnie zmartwiony, bo myślał, ze kot mi uciekł i go szukam

Coffie nie była zainteresowana źdźbłem, uciekła do łazienki i tam ją troszkę pogłaskałam po grzbiecie, bardzo delikatnie, ale była wystraszona. Zdecydowanie koteńka jest do oswajania.
I szukając w ogrodzie trawki zatrzymywała się i wąchałam piękne magnolie - białe faktycznie już są mocno rozwiniete i opadają płatki, ale ciemnoróżowe dopiero rozkwitają no i po raz pierwszy w życiu, na własne oczy widziałam cytrynową magnolię - cudo!!
Ufff.... to tyle..
