Dzień dobry
Wczoraj wybrałam się nad Wisłę na spacer z Mężem, jak wiecie. Stwierdziłam, że to dobra okazja, żeby nieco się odstrzelić - ubrałam bluzeczkę z nieco większym dekoltem, niż mam w zwyczaju nosić (a co, czasem można

). Tuż przed wyjściem, czekając, aż Mąż się wygramoli, wygłaskiwałam koty, tuląc je czule do swej piersi, nosząc na rękach i hołubiąc miłośnie. W końcu wyszliśmy, a ja narzuciłam na siebie płaszczyk i zdjęłam go dopiero na bulwarach, kiedy słońce zaczęło przypiekać.
Siedzę więc sobie, niezmiernie zadowolona z siebie, bo widzę, że Mąż zagląda mi w dekolt i coraz bardziej wytrzeszcza oczy. Po chwili jednak czar prysł, bo Małżon wydusił z siebie z przerażeniem: "Czy ty wiesz, że masz czarne włosy na klacie??"
Kochane kotecki
