Stara Szafa i Mała Sowa II - Loki i Caillou pod palmą

pozytywka pisze:jedną sobie jednak zostaw - głupio tak się podcierać cudzą ręką
trza nam wszystkim na urlop, na trawę, na wydmy, do lasu
oj trza

Coś w tym jest :roll:

Urlop za 2 miesiące :mrgreen:

szczęściara, a mój dopiero we wrześniu
i jeszcze trzeba będzie w samolot wsiąść :strach:

jak znam siebie, to znajdę pretekst, żeby nie pojechać

jestem w stanie zapakować ok. 100 listów w czasie pi razy oko 4 minut. Pod warunkiem że koperty są samoklejne, a listy złożone

a włażące na łeb obowiązki (służbowe ma się rozumieć) tak mi dopiekły, że czekam tylko na złożenie egzaminów (na wyniki już za długo, bo dopiero w końcu sierpnia)... CV i LM mam już napisane...

pozytywka pisze:i jeszcze trzeba będzie w samolot wsiąść
jak znam siebie, to znajdę pretekst, żeby nie pojechać

No weź....samolot fajny jest bo prawie wystarczająco szybki na moją cierpliwość

Pomyśl, że najmniej wypadków to lotniczych

pakowanie to pikuś
pieczątkowanie i wypełnianie żółtych zwrotek (ZPO) to mordęga
ważenie, pisanie adresów i WPISYWANIE do książki nadawczej - można się zastrzelić
pif :!:

paf

co do CV i LM chyba brak mi pary w łapkach

shira3 pisze:No weź....samolot fajny jest bo prawie wystarczająco szybki na moją cierpliwość Pomyśl, że najmniej wypadków to lotniczych

tak najmniej, ale jak już się zdarzy, to potem na Wawelu przyjdzie spocząć :evil:

mam traumę z młodości i chociaż na rozum wiem, że toto lata, to na gupotę panie - nie poradzisz
chyba się będę musiała znieczulić na czas startu (lądowanie tak na mnie nie działa, potem lot też nie)

A pacz....ja start lubię najbardziej - przyjemny jest

Lądowanie kiepsko bo mnie uszy bolą :evil:

Trochę pomagają landrynki :wink:

landrynki?

na znieczulenie?

no chyba, że się na nich zacier zrobi :mrgreen:

proszki se każę przepisać i zażyję tyle, żeby tylko po schodkach wejść, potem niech się dzieje co chce

pozytywka pisze:pakowanie to pikuś
pieczątkowanie i wypełnianie żółtych zwrotek (ZPO) to mordęga
ważenie, pisanie adresów i WPISYWANIE do książki nadawczej - można się zastrzelić
pif paf
co do CV i LM chyba brak mi pary w łapkach

oj tam, da się zrobić. Co prawda u mnie pieczątkowaniem i wypisywaniem "żółtych karteczek" zajmuje się tym koleżanka, ale jak bym miała osobiście tyle ZPO wypełniać, to bym sobie chyba raczej sformatowała to w kąputrze i na drukareczkę... wpisywanie do KN też odwala kumpela, ale za to teoretycznie powinno być to wszystko jeszcze dodatkowo wmalowane do KK, ble....

nie jedz proszków, zjedz landrynkę, serio serio, shira dobrze prawi. Ciućkanie, memłanie, ziewanie i inne odgłosy paszczą wyrównują skoki ciśnienia przy starcie czy lądowaniu :ok:

nie mam nic w uszach przy starcie, tylko w głowie :roll:

świra, boja i sruja (że tak sobie pozwolę użyć twojego określenia

)
fobia, panie, fobia
właściwie od pisania o tym lataniu, to już mi się tej Kopenhagi odechciało

pozytywka pisze:landrynki? na znieczulenie?
no chyba, że się na nich zacier zrobi

Landrynki na bolące i zatykające się przy zniżaniu samolotu uszy :mrgreen:

no mówię, że nic mnie nie boli, poza własną gupotą, że się latać boję
jak już lecę, to spoko, ale przed i w trakcie startu, to prawie umieram
juz wiem! Bo krzyczeć nie mogę tak jak Loki w trakcie przyspieszania; może gdybym się na bagaż nadała, to bym mogła w luku bagażowym drzeć mordę ze strachu ile wlezie i łatwiej bymi to było znieść?
Kurczę, w końcu pojadę pociągiem do Świnnego ujścia i poppłynę promem :-(

Też jakieś wyjście :ok:

to z lukiem bagażowym? :mrgreen:

Też

Ja się boję latać panicznie...
Dla mnie - to wielkie żelazne ciężkie "coś" nazywane samolotem - latać nie powinno...
Jak pierwszy raz leciałam ze Sztokholmu do W-wy - to poprosiłam babkę, żeby się ze mną zamieniła miejscami, bo musiałam usiąść przy oknie, żeby widzieć, czy nie spadamy...
Jakiś masohizm czy co... :roll:

Potem leciałam jeszcze 3 razy i było już lepiej, ale boją się nadal.

Kotulce cudne :1luvu:

Przycupnę tu sobie cichutko :wink:

Stara Szafa i Mała Sowa II - Loki i Caillou pod palmą

Kto przegląda forum