Kocie zdrówko na szczęście jest ok

, przynajmniej na ile to obecnie możliwe.
O Noisiku powiem, że zdów jak przybyczy i to białko w moczu się uspokoi.
A ja..

do doopy.
W piątek rano mnie Silence użarła jak ją z transportera wyjmowałam, a ona miała ochotę okupować go nadal.
" A co?!!! Noise niech sobie jedzie do weta w innym!! 
"
Trochę mnie tylko skaleczyła, ale trafiła zębem tak niefortunnie, że mi torebkę stawową rozwaliła.
Prawa ręka była spuchnięta jak balon. Od wczoraj odzyskuje sprawność i wygląd.
No gorsze, że w sobotnią noc coś zmalowałam, bo obudziłam się niechodząca.
Czy ja lunatykuję???????!
Położyłam się sprawna na ile to możliwe w wypadku mojej osoby, obudziłam ze spuchniętym kolanem.
Ani go wyprostować, ani zgiąć do końca, ani obciążyć. Słowem dooopaaaaa!!!
A jak byłam w grudniu u lekarza, to mówił że nie jest tak źle!
Trzeba będzie go ponownie odwiedzić

, a póki co to laseczka i do przodu.
Oby tylko los oszczędził mi dźwigania transporterków przez jakiś czas.
