Kupiła to mleko co poleciła mi Gibutkowa.
Dzięki wielkie. Nawet nie wiedziałam, że coś takiego jest.
Milunia bardzo chętnie piła, Maurcy też, bo on jest nabiałowy...
Mam nadzieję, że to jej nie zaszkodzi, bo smakuje jej bardzo, bardzo.
Powiedziałam jej zgodnie z zaleceniem Asi, że nigdy już do żadnych potworów nie pójdzie i niech się nie boi tej baby, bo ten rozdział zakończył się raz na zawsze.
Zmiana imienia nie bez przyczyny. To rito de paso, czyli rytuał przejścia praktykowany przez nas nadal w momencie chrztu, wstąpienia do klasztoru, przez spiskowców, itd...
Chciałam żeby symbolicznie zamknąć za nią zły rozdział, więc od wczoraj ma być tylko lepiej..
Nie zastanawiałam się wcale nad imieniem - podałam to co mi pierwsze przyszło do głowy - i tak może lepiej.
Zresztą ona właściwie była bezimiennna, Whiskaska to nie imię... Pani jakoś nie raczyła jej nadać imienia - czyli od początku był problem.
Milunia się opiła - znowu we żwirku - nie ma dziewczyna szczęścia - pełna obserwacja.
Tym razem tylko siusiu.
Spaceruje ale nadal jest spięta.
Pracowicie zakopuje.
KONIEC
