Może wśród kociarzy, znajdą się i doświadczeni psiarze, myślałam nad założeniem tematu na dogomanii, ale mam opory, tam co chwila ktoś na kogoś warczy, jeszcze się dowiem, że nie potrzebnie adoptowałam psa, jak nie umiem sobie z nim radzić

Od stycznia mieszka ze mną pies, suczka imieniem Zibi, wzięłam ją z Krakowskiego schroniska gdy miała ok. 3 miesięcy, wyprowadziłam małymi kroczkami z otoczki strachu przed wszystkim, Zibi stała się pewniejsza (choć nadal jest nie ufna, mnie to pasuje bo nie podbiega do każdego obcego, który ją zawoła), zaczęłam ćwiczyć z nią takie drobne komendy jak siad, zostań, przybij piątkę (jej wersja podaj łapę), waruj, spokojne chodzenie na smyczy, no wszystko to, co pozwoli nam żyć ze sobą bez niepotrzebnych problemów.
Zibi jest pojętna, szybko się uczy, w końcu nadszedł czas na spuszczenie ze smyczy, powoli, powoli było coraz lepiej, z czasem Zibi coraz lepiej wracała na zawołanie, prawie zawsze dostawała nagrodę w postaci smaczka i pieszczoty, robił się z niej pies idealny, wymarzony przeze mnie.
Problem zaczął się nie dawno, może z miesiąc temu, Zibi coraz rzadziej wracała do mnie na zawołanie, coraz częściej sama decydowała co robi, gdzie pójdzie i na jak długo. Starałam się ile mogłam nagradzać na powroty, nie łajać słownie, ale to nic nie dawało.
Ten tydzień był już szczytem, Zibi w ogóle już się nie słucha, wpada w największe chaszcze, znajduje tam padlinę albo ludzkie odchody i zżera to a w reszcie się wypaćka (witaminy dostaje, minerały, żwacze i wszystko co mogę jej dać by była zdrowa), wczoraj mając cień nadziei puściłam ją ze smyczy, zwiała mi, ponad godzinę ją łapałam, w końcu zagoniłam na budowę i tam dorwałam, zachowywała się jak jakieś dzikie zwierze, bała się mnie

Dziś byłam w szkole, zadzwoniła do mnie mama, wkurzona nieziemsko, Zibi jej zwiała z łąki, ani odrobinę nie słuchała, za ptakami pobiegła na główną ulicę i wielce szczęśliwa biegała między pędzącymi samochodami, mama prawie 3 godziny ją łapała, pomógł sąsiad z psem bo nie wiem jakby się to skończyło.
Nie wiem co się dzieje, kompletnie nie mam pojęcia czemu ona mi dziczeje, czy ja coś robię źle, czy to schronisko daje o sobie znać, wiem, że koniec z wolnością (co będzie trudne bo Zibi musi dostać potężny wycisk na wybiegu, żeby mi mieszkania nie rozniosła). Staram się na nią nie krzyczeć, ale tak się nie da widząc co robi.
Czuję się przy niej bezsilna, będę miała 6 miesięcznego szczeniaka cały czas na smyczy i w kagańcu, potrafię sobie poradzić z agresywną fretką, wcześniejsze psy też miały poukładane w głowach, ale ona mnie przerasta, kończą się pomysły a wkracza bezsilność

Zibi będzie miała za jakiś czas kastrację, czy to jakoś na nią wpłynie pozytywnie?