Ok 10 dni temu adoptowałam ok 7-8 letnią kocicę ze schroniska. Mysia jest przekochana, lgnie do ludzi praktycznie od momentu przywiezienia ze schroniska. Nie chowa się za meblami, leży rozłożona na kanapie kiedy jesteśmy w domu i domaga się miziania.
Bez problemu korzysta z kuwety i drapaka, jest wysterylizowana. Natomiast mamy z nią jeden problem- miauczy od samego rana, koncert zaczyna od 4-5. Dla mnie to nie jest zbyt duży problem bo liczę się z tym, że mimo wszystko kotka potrzebuje czasu do dostosowania się do naszego trybu życia. Jednak mój luby (pomimo ostrzeżeń, że może być ciężko na początku i wielu rozmów na temat adopcji) zaczyna się denerwować.
Kicia nocuje w zamkniętym pokoiku (narazie boimy się jeszcze wypuszczać ją samą na noc żeby nic nie zmalowała), ma dostęp do wody, kuwety, jedzenia, drapaka. Nie pomaga już zostawianie kici na kanapie w nocy, branie jej do sypialni, skończyło się to łażeniem po poręczy łózka

Zastanawiam się czy miauki to może być jeszcze kwestia aklimatyzacji, tęsknoty za schroniskiem, które było jej "domem" przez dwa lata, infekcji, braku kociego towarzysza, czy tęsknoty za nami w ciągu nocy, czy wogóle gadatliwości?
Chciałam poprosić Was o jakieś rady. Jak długo trwała aklimatyzacja Waszych dorosłych kotów po adopcji?