Kolejny sobotni wieczór, kolejna akcja w całodobowej lecznicy po której nas długo nie zapomną...
Balbinka dostała Biotyl w zastrzykach i Tolfine w razie gorączki na wynos. W piątek jakoś jej podałam jeden (temperatury nie mierzyłam) ale mnie strasznie obsyczala i potem to miejsce wkłucia było bolesne przy dotyku. Myślę sobie - pewnie zrobiłam śródskórnie zamiast podskórnie cholercia...
Sobota wieczór, Balbinka mizia mi się na kolanach (to straszny pieszczoch ale złapanie jej graniczy z cudem) ale kiedy tylko próbuje chwycić fald skóry cała sztywnieje, napina się i nie ma za co chwycić. W końcu udało mi sie wkłuć ale momentalnie sie wyrwała. No dobra - czas do lecznicy - oni to zrobią szybko i fachowo.
Mila pani doktor szybko mi wyjaśniła ze Biotyl po prostu boli i dlatego ona taka nerwowa. Zmierzyla temp - 38,9 - Tolfine jej sie upiekło, ale to bylo ponad jej wytrzymalosc - wpadła w panikę i we trojkę nie mogliśmy jej utrzymać - wyrwała sie i pani doktor jakoś ja złapała w locie tylko ze.... nie wdajac sie w szczególy... Balbina obesrała jej fartuch od góry do dołu

Dzięki Bogini za ten fartuch, stół tez dostał, Balbina cała wysmarowana, nas złoty strzał ominął, smród nieziemski.
Zastrzyk dala jej asystentka, my znowu sie zmyliśmy jak niepyszni.
Fak, Balbina właśnie wymiotuje, nie poprawiam juz literówek
EDIT: Wygląda na to ze tylko karmy nie pogryzła i się napchała, literówki poprawione