Witam
Nie pisałam z wielu powodów - jak to kociarze - człowiek chce pomóc wioęcej niż potrafi i angażuje się uczuciowo w wiele kocich istnień.... a prace pozakocie też leżą odłogiem...
Poza tym chciałam napisać jak już będzie fajnie... zamiast martwić kociarzy...
Piszę równocześnie z prośbą o poradę.
Bo już mi się chce płakać... Puśka jest niestety nadal agresywna. Musiała być jedynaczką, bo syczy,prycha i warczy jak je tylko zobaczy. Na całe szczęście one nie są skłonne do bójki. Ponadto mogą wychodzić to rezygnują z konfrontacji.
Ja wiem, że nasz domek jest dla niej szansą. To była kicia wychodząca i na pewno za tym tęskni. Ze względu na jej wieki charakterek nie była rozchytywana...
W ciągu dnia często przesiaduje na wykuszowym oknie w dużym pokoju, gdzie ma widok na 3 strony świata. Widzi mnie, inne koty, bażanta... czekam, że się przyzwyczai...
Zwiedza dom, ale jak tylko zobaczy kota urządza koncert... aż sama boi się swojje agresji... a jeśli uderza to łapa bez pazurów... natomiast dźwięki... rozzłoszczonego lwa...
Każdy kot jest inny, dlatego moje doświadczenia ze współpracy z innymi trudnymi kotami nie do końca tu pomagają...
Jestem kociarzem i chcę pomóc - proszę jednak o poradę, czy mam podać jakąś farmakologię, coś na uspokojenie?
W międzyczasie dopieszczam rezydentów, które chodzą na ugiętych łapach.
Nigdy nie wiadomo, z którego kąta wyjrzy sycząco, warczące coś co się zalęgło...
Przepraszam za marudzenie ale ostatnio jakoś tak mi smutno.
My ją kochamy, odkąd jest, nie odkurzam w domu czyli jest Armagedon...
ale czego się nie robi dla
