Weekend minał. Dziś rano byłam mocno zdziwiona,ze jeszcze ciemno jak szykowałam gary dzikunom. Zapomniałam,ze czas przestawili

. Martwiłam sie czy jakieś biedy będa tak wcześnie. Pod blokiem burasa nie było więc zakiciałam. Zza rogu wyleciało
cuś płaczącego ,biegnącego w moją stronę z podniesionym ogonkiem. Bure z białym Tuliśkowym pysiem. A ja bez kontenerka sie wyszykowałam. Janusz zszedł z tą swoją bezcenna miną

.Bure dało sie pogłaskać i złapane na saszetkę bez większych problemów zostało zapakowane. Siedzi przestraszone w klatce.Daje się miziać, nie syczy.Popiskuje lekko. To ta kicia co ją spotkałam 2 tygodnie temu.
A teraz przed kompem zadowolona z siebie dostałam kopa ze strachu i głupoty

.Bo głupia jestem. Zamartwiam sie ,latam i kiciam w poszukiwaniu kota. A jak go mam to jednak boję sie. I wstyd mi,że czasem przemknie myśl,że może należało by zostawić

.
Mam teraz same dorosłe koty. Jak ja je wyadoptuję, wyciacham/zaszczepie??? W jakim stanie będzie mieszkanie??? Ale najbardziej martwi mnie adopcja.Zaraz przecież kociaki będą.
Prosze sie nie zrażać, zawsze wpadam w panikę i samo biczowanie. Ten typ tak ma.

Gdyby za to płacili to już w pałacu bym mieszkała
Dzikunki były w komplecie prawie. Prawie bo wczorajszy ranek spędziłam w kotłowni i baraku robiąc porządki i dzieląc nowe chrupki. Stare resztki zwilgotniały.Więc dziś tylko koneserzy mokrego przybyli.