Były, są ok.
Obecne wyniki jak porównać z poprzednimi, to są rewelacyjne.
Normalnie skakałabym z radości, tylko że niestety one niczego nie tłumaczą.
Dziś pytałam Anię o tarczycę.
Powiedziała, że absolutnie NIE i jest tego pewna.
Noise nie gorączkuje i to jest dobry objaw /to oczywiste!

/, bo jakby nie potwierdzał hipotezy FIP, a przynajmniej zdecydowanie ją oddalał.
Ładnie je! W jakiś irracjonalny sposób mnie to cieszy. Po czym pytam samą siebie "i co z tego!?"
Wczoraj oczywiście poświęciłam się lekturze dotyczącej fipu. Wyczytałam, że 0,05% osobników przeżywa to świństwo.
Dziś obudziłam się z wiarą, że jeśli nawet to właśnie Noise będzie w tych procentach!
I tego zamierzam się trzymać!
Dostał swoją kłujkę. Jutro oczywiście powtórka.
Jeśli wczoraj wzięłam Kaszmira tak na wszelki wypadek, bo zdawało mi się że bardziej sapie, to dziś wiem, że ma megagila, aż bańki nosem puszcza.
A poza tym, to mam zamiar patrzeć w przyszłość optymistycznie, bo od piątku to nie wiem jak żyję.
Zamiast wstawić czajnik, włączam pralkę, zamiast zalać wrzątkiem herbatę, zalewam cukier, zamiast wyrzucić śmieci do kosza, wywalam do ziemniaków etc...etc...
Jadąc do weta zastanawiałam się nad swoją poczytalnością!
Widziałam dwie dzikie kaczki pod blokiem!
Parka! Kaczorek jakby adorował partnerkę, a ta udawała, że nie dostrzega jego awansów.
Oczywiście wyobraźnia podsunęła mi ogrom niebezpieczeństw jakie czyhają pod mym blokiem na ową parkę.
Przeszło mi przez myśl, że nawiały z zoo.
Po powrocie znalazłam numer do ogrodu i zadzwoniłam z zapytaniem, czy aby jakiś kaczek im nie brakuje.
Nie brakuje!! Pan bardzo grzecznie, z pewną pobłażliwością mi wytłumaczył, że dzikie kaczki przysiadają nawet w mieście, gdy zmęczą się lotem.
Obciach! Dobrze, że się nie przedstawiłam!