Witaj Madziu. Miło mi.
Tylko, że wątek już w zasadzie nieaktualny. Misio już u siebie.
A u mnie nic kociego się nie dzieje, więc nie piszę

Wprawdzie atmosfera był mocno rozhuśtana i przez to cudowna, ale jakoś wszyscy uciekli, bo nie ma głównego bohatera.
Może napiszę, ze wczoraj około 22 miałam telefon w sprawie zaginionego kota.
Pan przekonywał mnie, ze to był jego kot, który mu zaginął w lecie.
Długo mu tłumaczyłam, zę to niemożliwe i poddał się kiedy okazało się ze kotek nie miał roku jeszcze.
Jego kocurek miał ok 3 lat, poza tym był równie fantastyczny

, wykastrowany, piekny i taki sam.
Najbardziej mnie rozczuliło, kiedy okazało się, ze pan w ogóle nie jest z Lublina i okolic, ale pomyślał, ze może ktoś go zabrał do Lublina a potem wyrzucił. Był zmartwiony bardzo, ze to nie jego kot. Nie dlatego, ze chciałby go zabierać, skoro mu tu dobrze, ale żeby chociaż wiedzieć, ze jest bezpieczny.