Jako, że święta idą czas posprzątać. Dobrze, że mam Klarę, bo inaczej sama bym nie dała rady
I tak to moja niezastąpiona pomoc domowa pomaga:
- w praniu (tak intensywnie wpatruje się w wirującą pralkę, że aż dziwi brak zawrotów głowy. Dopilnować trzeba, żeby równo odwirowało.
I rurę odprowadzającą wodę należy dziabnąć! Wtedy tak fajna woda tryska 
)
- w zmywaniu (
bo talerzyk po rybce trzeba wylizać, żeby Duża miała mniej zmywania, prawda? I kawę też wysiorbać, bo nic nie może się zmarnować. 
)
- w zmianie pościeli (oh tak, ukochana czynność. Jest na prześcieradle, pod prześcieradłem, w poszwie na kołdrę, na poduszce obgryzając jej róg itd. I takim sposobem ta prosta czynność może zająć do około godziny. Ale przecież nie to się liczy,a radość kota, prawda?)
- w myciu okien (
Jak Duża myje okna i nie zauważa plamek to ja jej ładnie łapką wskazuję pacpac. Tylko dlaczego tak się na to złości?)
- w odkurzaniu (próby ujarzmienia i ujeżdżania odkurzacza, taaaak)
- w układaniu książek (tak nierówno stoją na półce, że trzeba je zrzucić, żeby poukładać jeszcze raz, tylko równiej. Zwłaszcza o 6 rano)
- w zawieszaniu nowych obrazków/antyram (
gwoździe, gwoździe, szał!)
- w prasowaniu, zwłaszcza pościeli (
jak uprasowane to znak, że trzeba na tym poleżeć)
- w wynoszeniu śmieci (
ha! Przegryzę worek. Niech jej się rozsypie na schodach. I rozsypało się...)
To bilans tego tygodnia. Kocham ją (ona mnie chyba zresztą też

), nie wyobrażam sobie, żeby jej nie było, ale czy musi mi AŻ tak pomagać?
Idę, bo już miauczy, żeby dalej sprzątać. W końcu dla niej to świetna zabawa
